Strony

czwartek, 14 czerwca 2012

Business trip

7.00. Siedzę sobie w Balicach na lotnisku. Już po odprawie. Trochę jest to śmieszne, że dorosły facet, przechodząc przez kontrolę, musi wyciągnąć ze spodni pasek. Ale i tak mi się udało, bo nie kazano mi zdejmować butów.
Za chwilę wsiadam do samolotu.

8.00. Lecimy. Siedzę przy oknie. Długi czas po starcie lecieliśmy w chmurach, więc i tak nic nie było widać. Ja bym się na pilota raczej nie nadawał. Gdy jadę autem muszę widzieć, co jest przede mną. On gdy leci, może widzieć jedynie mgłę. Przed chwilą dopiero pojawiło się nad nami błękitne niebo, a pod nami w dziurach chmur czasem widać kawałki Czech. Lecimy, jak podał przed chwilą kapitan, na wysokości 6500 m. Pewnie tak nisko, bo samolot jest mniejszy, taki ze śmigłami - ATR72.

8.40 Wylądowaliśmy we Wiedniu.
Pierwszy raz lecę gdzieś z przesiadką, ale do Bukaresztu nie da się dolecieć z Katowic lub Krakowa bezpośrednio.
Znalazłem mój Gate G27 tyle, że tam pisze, że zmieniono na G36. Za to przy G36 nic o locie do Bukaresztu nie pisze, a zapytana pani, nic nie wie. Robi się ciekawie.

Szczerze mówiąc trochę się stresuję.

Nie powiedziałem dotychczas, że jestem tu sam, ale damy radę.

Ok. Mój błąd. Do Bukaresztu bez zmian. Zmiana dotyczyła lotu do Rostova. :)

10.12 Siedzę w samolocie do Bukaresztu.

11.45 Wylądowaliśmy.

Niespodzianka - godzina przesunęła mi się o 1h do przodu. Jest już 13.30 - dojechałem do hotelu. Było to o tyle łatwe, że czekał na mnie, umówiony przez naszą rumuńską filię, taksówkarz.

Pozdrawiam z Bukaresztu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz