Tak mi się dzisiaj zdarzyło, że pierwsza uroczysta część sympozjum, w którym uczestniczę, miała miejsce w auli AGH i skończyła się wcześniej niż planowano.
Zerknąłem więc na plan Krakowa i stwierdziłem, że do Muzeum Narodowego mam raptem kilka minut pieszo.
Nawet bilet od ręki i bez kolejki udało się kupić.
Wystawa Tamary Łempickiej |
Gdy wszedłem do środka, w pierwszym momencie myślałem, że zamiast obrazów są prezentowane jakieś podświetlone z tyłu witrażyki.
Kolory na czarnym tle |
Musiałem podejść blisko obrazu i niemal dotknąć go palcem, by się przekonać, że faktycznie jest to obraz, który został niesamowicie precyzyjnie wyeksponowany prostokątnym snopem światła.
Niesamowita ekspozycja |
Każdy obraz miał w sobie to coś, co nie pozwalało oderwać od niego oczu.
Jednak "Matka Przełożona" mnie po prostu zachwyciła.
Matka Przełożona |
I choć w poniższej wypowiedzi o zakonnicach Łempicka nie wspomniała, to nie wiem, czy nie jest to kwintesencja jej twórczości:
Można czuć te same wibracje, oglądając jej obrazy? Ja w każdym razie jestem zauroczony.
Autobus, który miał nas odwieźć do hotelu na dalszą część konferencji, odjechał beze mnie. Ale warto było.
Poszedłem na tramwaj (wygooglałem, jak wrócić samemu) i gdy chciałem w aplikacji skasować bilet, dowiedziałem się, że dziś Dzień bez samochodu i komunikacja miejska jest darmowa.
W "6" |
Spokojnie zdążyłem na dalszą część sympozjum.
Pozdrowienia z Krakowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz