Strony

środa, 27 kwietnia 2016

Moje życie w PRL-u cz.V

Poprzednią część opowieści zakończyłem wraz ostatnią klasą podstawówki: KLIK

Niektórzy dziś twierdzą, że w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, to oni już wiedzieli o tym, że komunizm za chwilę upadnie. Ale to jest mniej więcej tak, jak po latach wielu zaczęło wspominać, że mieli przeczucie, że Wojtyła będzie papieżem. Post factum - wszyscy mądrzy. Prawda jest jednak taka, że wtedy w roku 1984 czy nawet 1988 nikomu się jeszcze nie śniło, że Moskwa nam odpuści, że rozpadnie się Układ Warszawski i RWPG, że o Leninie będzie można głośno powiedzieć, że był zbrodniarzem.

Z Muzeum PRL-u

Choć sami byliśmy młodzi, radośni, pełni życia, socjalizm wokół był dalej szary, nudny i bez perspektyw. Byliśmy prawie dorośli, ale za brak tarczy na szkolnym ubraniu można było dostać ostrą reprymendę.
Nie wiem kto bardziej najadł się wtedy strachu: my czy nauczyciel od PO (Przysposobienie obronne), gdy nas przyłapał po awarii w Czarnobylu na uruchomieniu licznika Geigera Mullera. W każdym razie nasze przygotowania do zawodów zawieszono, a salka została na jakiś czas zamknięta na cztery spusty.

Nie, ja nie byłem ani wtedy, ani w innych latach na pochodzie pierwszomajowym. I to nie dlatego, że wszystko było skażone. Myśmy tu w Polsce o niczym najzwyczajniej nie wiedzieli. Co najwyżej można było usłyszeć skrawki informacji o zagrożeniu w radiu "Wolna Europa", jeśli za bardzo nie zagłuszali. Dopiero w kolejnych dniach maja, czyli po fakcie bez większych wyjaśnień kazano dzieciom podawać płyn Lugola. Nas z bratem rodzice do przychodni jednak nie zaprowadzili.

A propos jeszcze pochodów pierwszomajowych. Większość moich kolegów z klasy w nich uczestniczyła. Dlaczego, że kochali socjalizm? Nie, po prostu bali się, że bez tego nie zdają matury.

Jeden nasz kolega z klasy pojechał z rodziną do RFN (wtedy tak się nazywały zachodnie Niemcy). Jak to załatwili, że dostali paszporty? Nie wiem. Ja nigdy w czasie PRL-u nie byłem nigdzie za granicą, nawet w NRD (czyli wschodnie, socjalistyczne Niemcy). I tyle żeśmy kolegę zobaczyli. Musiał się dopiero zmienić ustrój, by mógł odwiedzić po latach swój kraj. Jemu matura po prostu przepadła.

Jeszcze wspomnę epizod z wycieczki do Warszawy. Odwiedziliśmy nawet grób ks. Popiełuszki, którego służby PRL-u zamordowały, gdy byliśmy w pierwszej klasie. Polegało to na tym, że nasz autokar zaparkował gdzieś na obrzeżach Żoliborza i mogliśmy "indywidualnie" podejść do kościoła św. Stanisława Kostki. Gdyby nas jednak ktoś pytał skąd jesteśmy, nie można się było przyznawać, że to szkolna wycieczka, bo nasi kochani nauczyciele mogliby mieć spore problemy.


Czy powyższe fragmenty opowieści wydają się dziś nieprawdopodobne?

A jednak tak było.



Pozdrawiam





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz