Z racji moich dość częstych wyjazdów mam okazję bywać w kościele na Mszy Św. w różnych częściach Polski, nie tylko w niedzielę, ale czasem też w tygodniu.
Jeden z kościółków gdzieś tam w Polsce |
W niedzielę w kościołach jest ok. Ludzie przychodzą odświętnie ubrani, często całymi rodzinami, z dziećmi.
W tygodniu bywa różnie. Gdzieś tam w niewielkiej parafii na mszę przychodzi zwykle kilka starszych kobiet. Gdzieniegdzie trafia się ktoś niepełnosprawny intelektualnie. Starsza pani przez całą eucharystię szepce swoje modlitwy. Inna babcia wydziera się wniebogłosy fałszując przy tym niemiłosiernie. Czasem jest jeszcze grupka osób - pewnie rodzina zmarłego, za którego msza jest odprawiana. Poznać ich często po tym, że nie wiedzą kiedy wstać, kiedy siadać i jak się w kościele zachowywać. Zdarza się jeszcze nawiedzony organista, który koniecznie musi przebić swoją pobożnością księdza proboszcza i gdyby nie to, że siedzi na chórze, pewnie lepiej odprawiłby mszę niż celebrans. Różnie bywa.
Mam czasem takie myśli: co ja tu w ogóle robię? Jestem poważnym (takie myśli) facetem, wykształconym, na w miarę wysokim stanowisku, prowadzącym w dużej korporacji milionowe projekty, dość majętnym (co z tego, że głównie w kredyty), obracającym się raczej swobodnie we współczesnym świecie. Po co ja tu w ogóle przychodzę?
Może po to, by uczyć się od tych prostych ludzi ich bogactwa:
Czy Bóg nie wybrał ubogich tego świata
na bogatych w wierze
oraz na dziedziców królestwa przyobiecanego tym,
którzy Go miłują?
Jk 2,5
To są piękni ludzie - dziedzice Królestwa Bożego.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz