Chodzi mi po głowie od jakiegoś czasu refleksja na temat "Ojcze nasz".
Jedna z próśb, które są zawarte w Modlitwie Pańskiej to skierowane do Boga słowa:
Bądź wola Twoja
Zauważyłem, że często traktuję ten fragment, jako swego rodzaju rezygnację z siebie, oddanie się Bogu, ale z takim podtekstem, że cokolwiek mi tam trudnego (by nie powiedzieć złego) Panie Boże przygotowałeś to ja, chcąc nie chcąc, jakoś się na tę Twoją wolę muszę zgodzić.
Tak się zastanawiam, czy nie wpadam tu w pewną pułapkę. Czy nie myślę w tym kontekście o wszelkich przeciwnościach życia? Czy nie powtarzam tu jakby za Rejentem Milczkiem z Zemsty Fredry: "Niech się dzieje wola Nieba, Z nią się zawsze zgadzać trzeba".
Pan Bóg staje się wtedy w moich oczach tym, który zsyła na mnie same nieszczęścia, a ja, jako pobożny człowiek udaję, że się na taki stan rzeczy godzę.
A przecież Bóg jest miłością! Bóg jest dobry!
Trzeba na nowo uwierzyć, że Bóg jest dobry. Trzeba zaufać, że chce tylko i wyłącznie mojego i naszego dobra. Choroby, nieszczęścia, kataklizmy, wojny, zamachy, tragedie nie pochodzą od Niego. Nawet jeżeli Bóg do nich dopuszcza, to nie On jest ich sprawcą. Jeżeli coś w moim życiu nie układa się po mojej myśli, to nie dlatego, że Bóg ma takie widzimisię, tylko dlatego, że On ogląda moje życie z Boskiej perspektywy i wie nieporównywalnie więcej i lepiej ode mnie, co jest dla mnie dobre.
Wypowiadając słowa "Bądź wola Twoja" muszę codziennie sobie uświadamiać, że Boża wola dla mnie jest tylko i wyłącznie prośbą do Boga, by mnie obdarzał Swoją dobrocią. Zresztą to wynika z dalszych słów:
Bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi.
Boża wola w stosunku do mnie i nas wszystkich jest taka, by już tu na ziemi było tak, jak w niebie. Albo inaczej: im bardziej otworzymy się na dobrą wolę naszego Ojca, tym więcej nieba będzie na ziemi.
Katedra we Florencji |
Czy dobrze to rozumiem?
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz