Ponieważ jest właśnie rocznica śmierci mojej babci i w jej intencji oraz dziadka i innych krewnych była odprawiana Msza Św., trafiłem do kościoła na wieczorną Eucharystię.
Środek tygodnia, wieczór, dzień powszedni - zwykła Msza. Ksiądz, jeden mały ministrant, kilkadziesiąt osób - pewnie, jak co dzień.
Przyszła mi do głowy taka myśl:
Coraz częściej ostatnio można znaleźć ogłoszenia i plakaty z zaproszeniem na Mszę Świętą z modlitwą o uzdrowienie duszy i ciała. Nie mam nic przeciwko.
Jestem jednak przekonany, że każda Eucharystia niezależnie od tego, jak jest przygotowana, ile jest na niej ludzi (zdarzyło mi się uczestniczyć, gdy sam "robiłem" za cały Lud Boży) czy jest recytowana, czy z całą filharmonią, czy trwa 20 minut, czy po niej jest odprawiany jeszcze cały różaniec i dwie litanie, jest zawsze niezwykła.
Wszystko co dzieje się wokół istoty Mszy Świętej jest tylko dodatkiem.
Nikt nie zaprasza do Muzeum Czartoryskich w Krakowie: przyjdzice zobaczcie - dziś "Dama z łasiczką" ma nową przepiękną ramę wykonaną przez światowej sławy stolarzy, rzeźbiarzy i złotników. Najważniejszy jest obraz Leonardo da Vinci.
Jestem pewien, że gdyby w czasie Eucharystii lub po niej wszyscy chorzy w kościele cudownie wyzdrowieli, połowa uczestników zaczęła prorokować, a druga połowa mówić językami i gdyby działy się rzeczy niepojęte, to i tak nie ma większego cudu niż przemiana chleba w Ciało i wina w Krew.
Nie ma ważniejszej sprawy niż uobecnienie podczas Mszy Świętej męki, śmierci i zmartwychwstania, a przez to realna obecność żywego Jezusa Chrystusa wśród nas.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz