Znów wybrałem się dziś do Gliwic.
Jak na Bacha przystało, trzeba było uruchomić organy - organy katedralne.
Grała na nich taka malutka Japonka - Megumi Hamaya, Jak ona dosięgała do tych wszystkich manuałów, a szczególnie do pedałów nogami, nie mam pojęcia. Tak czy inaczej robiła to doskonale, a efekt słyszany na kościele był piorunujący.
Grała najpierw kompozycje patrona festiwalu - Johana Sebastiana Bacha. Piękne to było.
Szczerze mówiąc trochę mniej mi się spodobał utwór jednego z mistrzów Bacha - Georga Böhma.
Następnie przeskoczyliśmy do czasów współczesnych, bo wysłuchaliśmy kompozycji żyjącego jeszcze niderlandzkiego organisty i kompozytora Berta Mattera. Utwór oparty na którejś z kantat czy chorałów Bacha zrobił na mnie potężne wrażenie. Momentami była to muzyka niemal psychodeliczna - potrafiła wciągnąć w siebie.
Na koniec usłyszeliśmy wirtuozerskie Preludium i Fugę Franciszka Liszta oparte o dźwięki B-A-C-H. Na tym motywie już sam Jan Sebastian komponował, a ja dziś pierwszy raz usłyszałem o jego jeszcze i pod tym względem muzycznym nazwisku.
Szczerze mówiąc nie spodziewałem się aż takiej siły gliwickich organów.
To, co potrafiła z nich wyczarować niepozorna Megumi Hamaya wzbudziło aplauz licznej publiczności zgromadzonej w tutejszej Katedrze. No i mój.
Pięknie było
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz