Po dopołudniowych sprawach zawodowych w Gdańsku, wsiadłem w auto i ruszyłem na południe.
Pogoda, choć zimno, była ładna, a do domu daleko. Zanim dojadę i tak będzie wieczór.
O Pelplinie i jego katedrze słyszałem dużo dobrego, ale nigdy nie miałem okazji, by zabytek zobaczyć. Zjechałem więc z autostrady i dodałem sobie kilka kilometrów.
To, co zobaczyłem, przerosło moje wyobrażenia.
Przed Katedrą w Pelplinie |
Zaczęło się nietypowo. Po wejściu do środka, niezbyt uprzejma Pani poinformowała mnie, że katedra jest zamknięta. Nie dałem się tak po prostu z kościoła wyrzucić, więc dowiedziałem się, że mogę iść za szkołę do informacji i tam kupić bilet wstępu.
Dałem 20 zł, ale warto było.
Miły młody człowiek wrócił że mną do Katedry, otworzył ją, a przede wszystkim całą ją oświecił.
Nawa główna |
Skąd taka perełka w ogóle się wzięła w miejscu, gdzie nie było niczego? Przewodnik mi wyjaśnił, że kościół i klasztor założyli Cystersi. No tak, to właśnie oni wprowadzali cywilizację: rolnictwo, rybołóstwo, szkolnictwo, szpitalnictwo, kulturę, sztukę i wreszcie religię i wiarę w tereny wcześniej po prostu dzikie.
Ołtarz główny |
Po reformacji wystrój wnętrza nabrał formy barokowej.
Organy boczne |
Nie wiem jednak, czy największe wrażenie nie zrobiło na mnie sklepienie kryształowe w transepcie Katedry.
Sklepienie kryształowe |
Następnie przeszliśmy przez krużganki dawnego klasztoru. Tam znalazłem skryptorium. Aż zaniemówiłem.
Tu powstawały piękne księgi |
A propos ksiąg, to bilet upoważniał mnie jeszcze do odwiedzenia Muzeum Diecezjalnego, w którym można podziwiać jedną z pierwszych, ale już wydrukowanych - Biblię Gutenberga.
Podziwiam dwutomowe wydanie z lat 1453 - 1455 |
Wcześniej miałem jeszcze możliwość wejść do wirydarza.
Wirydarz |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz