Strony

sobota, 21 maja 2022

Filharmonia - dużo się działo

Byłem wczoraj wieczorem w Filharmonii Śląskiej w Katowicach.

Jak zwykle (a przynajmniej często) bilet kupiłem na ostatnią chwilę.

Przed koncertem




Działo się.

Najpierw nasza orkiestra symfoniczna pod dyrekcją Mykoła Diadiura przepięknie zagrała Symfonię Zegarową Haydna.

Następnie na scenę weszła Pani Alicja Matuszczyk ze swoim obojem i się dopiero zaczęło. Nie, nie znałem wcześniej kompozytora - Antonio Pasculliego. Ale dowiedziałem się, że był nazywany Paganinim oboju. Ponieważ, jako wirtuoz tego instrumentu nie miał zbytnio okazji znajdowania czyichś utworów, zaczął komponować sam (czasem na motywach innych utworów, co w jego czasach nie było źle widziane - wręcz przeciwnie). Wczoraj wysłuchaliśmy Koncert obojowy na temat z opery Faworyta Gaetano Donizettiego. Nie wiem, jak grał Pascualli, ale Pani Alicja dała wirtuozerski popis. Choć była to zdecydowanie muzyka klasyczna, momentami miałem wrażenie, że jestem na koncercie jazzowym i to takim, gdzie marynary fruwają pod sufitem. Nie znam się, nie wiem, co Solistka miała w nutach, ale mi to brzmiało, jak kunsztowna improwizacja - po prostu ogień!

Po przerwie mogliśmy jeszcze napawać się Mozartem. Ja chodziłbym do filharmonii nawet wtedy, gdyby innych kompozytorów nie było w ogóle. Symfonia Haffnerowska to wspaniałe dzieło Amadeusza. Można słuchać i słuchać.




Trzeba jeszcze wspomnieć, że Dyrygent - Pan Mykoła Diadiura jest Ukraińcem od lat pracującym również w Polsce (ale także w Rosji, Japonii czy Korei). Zauważyłem od razu, że poszetkę w marynarce miał w barwach narodowych Ukrainy. Zresztą wszyscy muzycy mieli przypięte wstążeczki z tym akcentem.

Na koniec, gdy wyklaskaliśmy zasłużony bis, zagrali - jeśli się nie mylę - melodię ze swojego hymnu z niesamowitą końcówką, gdy dźwięki orkiestry gasły do zera i cała sala pozostała w długiej, absolutnej ciszy. To była najpiękniejsza modlitwa o pokój, jaką przeżyłem.




Pokoju życzę







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz