Wsłuchując się w dzisiejszą Ewangelię o Marcie i Marii przyszła mi do głowy taka dość przewrotna myśl:
Wszyscy zawsze dają za wzór Marię, którą zresztą pochwalił też sam Jezus:
Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona.
Gdzieś tam w Palestynie |
A mnie trzeba uczyć się modlitwy od ... Marty. Gdy była zdenerwowana, gdy nie potrafiła sama ogarnąć wszystkich swoich obowiązków, gdy była wkurzona na siostrę, zwróciła się do Jezusa:
Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu?
Powiedz jej, żeby mi pomogła.
Tak, bo do Chrystusa w modlitwie trzeba przychodzić nie tylko wtedy, gdy jest wszystko ok., gdy siedzi się u jego stóp. Trzeba, jak Marta, zwracać się do Niego, gdy - mówiąc delikatnie - człowiek nie jest w najlepszym nastroju.
Tu jednak jest sprawa najważniejsza: jak już przed Jezusem wyrzucimy z siebie swoje niepokoje, frustracje i porażki, wtedy posłuchajmy, co ON ma nam do powiedzenia w tych sytuacjach. Może się w tedy okazać, że przewróci nasze rozumowanie do góry nogami.
Ale pozwólmy mu na to, bo to zawsze dla naszego dobra.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz