Książkę smakowałem powoli. To przecież nie jest powieść do połknięcia.
Czytuję Marcina Jakimowicza od jakiegoś czasu i wiele z jego myśli ... daje do myślenia. To dobrze !
W jego ostatniej odsłonie są też takie kwestie, których nie rozumiem, albo nie umiem sobie wyobrazić w praktyce. Gdy mówi, iż Jezus nigdy nie zachęcał do modlitwy za chorych, a nakazywał ich uzdrawianie, to brzmi to świetnie i wierzę, że czasem cuda się zdarzają, ale czuje się bezradny wobec takiej tezy.
Z drugiej strony bardzo zgadzam się ze stwierdzeniami, które nam chrześcijanom powinny nieco odwrócić sposób patrzenia (a to przecież jest kwintesencja nawrócenia). Pozwolę sobie zacytować:
Jeśli proszę Pana Boga, to nie po to, aby Go o czymś poinformować (wie o wszystkim, zanim otworzę usta!), ale po to, by dać Mu prawo dostępu do konkretnego obszaru mojego życia. Bóg jest niezwykle dyskretny, nienarzucający się. Szanuje naszą wolność.
I jeszcze o modlitwie, którą - wiem po sobie - czasem traktujemy, jak handel: ja codziennie dziesiątkę, ewentualnie dobry uczynek, post (wersja dla heroicznych), a Ty uzdrów, wysłuchaj, błogosław. Tu Marcin trafia w dziesiątkę, co oznacza Jezusowa prośba, byśmy byli, jak dzieci:
Niemowlęta nie handlują z Najwyższym. Nie znają aktualnego kursu walut, nie mają portfela wypchanego dobrymi uczynkami. Miłość traktują jako stan naturalny, a nie oprocentowaną zapomogę.
Ma Jakimowicz rację, gdy gdzieś w kolejnym rozdziale pisze:
Naszym problemem jest to, że chcemy wypracować sobie zbawienie, łaskę. Nie! Możemy jedynie wyciągnąć ręce i ją przyjąć. Za darmo...
W książce można znaleźć dziesiątki i setki świetnych myśli. Warto się nimi delektować i powoli wdrażać w życie swojej wiary. Lekturę polecam!
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz