Wczoraj razem z żoną (!) byliśmy na baro(c)kowym koncercie w Filharmonii Śląskiej.
Filharmonia Śląska - zdj. z archiwum |
Występował Kwintet Śląskich Kameralistów. Kwintet, jak sama nazwa wskazuje, to tylko pięciu muzyków, w tym przypadku wszyscy ze smyczkami: od skrzypiec poprzez altówkę i wiolonczelę, aż do kontrabasu. Niby tylko pięciu, ale dali czadu.
Zaczęli klasycznie: Mendelssohn, Grieg, a potem w tym niewielkim składzie zagrali Walc Cesarski Johanna Strausa. I co z tego, że w piątkę? Brzmiało prawie jak wielka orkiestra symfoniczna.
W drugiej części na "tapetę" poszły pieśni żydowskie: kilka weselszych, a i te smutniejsze. By całość podsumować wszystkim znanym przebojem o miłości, o miłości do ... pieniędzy czyli "Gdybym był bogaty" z niezapomnianego "Skrzypka na dachu".
Przerwa.
Po przerwie koncert, dalej skrzypcowy, stał się rockowym. Kwintet w różnych stylach i aranżacjach przedstawił przeboje ABBY, The Beatles, Presley'a, The Doors i wielu innych. Ponieważ bardzo lubię i muzykę poważną, ale również klasykę rocka, byłem w siódmym niebie. Uśmiech na twarzy mojej ukochanej żony - bezcenny.
W finale pojawiła się Bohemian Rhapsody Queen'ów - po prostu bajka!
Trzeba jeszcze wspomnieć, że całość poprowadził szef kwintetu Pan Dariusz Zboch, a zrobił to rewelacyjnie z dużą dawką świetnego humoru.
A taką wersję "Schodów do nieba" Led Zeppelin'ów żeście już słyszeli?
Po świetnym wieczorze wróciliśmy do domu ok. 23.00.
Pozdrawiam
My też tam byliśmy i było przecudownie. Dziękujemy
OdpowiedzUsuń