Dziś - i słusznie - w Kościele większy nacisk kładzie się na Boże miłosierdzie niż Jego sprawiedliwość. Rozpoczął ten proces św. Jan Paweł II ogłaszając siostrę Faustynę błogosławioną i świętą i potwierdzając w bardzo wyrazisty sposób prawdę o tym wielkim Bożym przymiocie. Kontynuowali te akcenty jego następcy: Benedykt XVI i Franciszek, który właśnie rozpoczął obchody Nadzwyczajnego Roku Miłosierdzia.
Powyższe nie oznacza, że Pan Bóg przestał już być sprawiedliwy. Jemu się sprawiedliwość z miłosierdziem nie kłóci.
Nam natomiast często trudno pogodzić te dwie kwestie.
Sam mam z tym pewien problem. Nie z samą sprawiedliwością, raczej z jej takim prostym, ludzkim rozumieniem. Między innymi wynika on nawet z formułek katechizmowych, gdzie w podstawowych prawdach wiary czytamy:
Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło każe.
Nie chcę podważać nauczania Kościoła, ale muszę się przyznać, że jakoś mi to nie brzmi.
Okazuje się, że nie jestem odosobniony w takich uczuciach. Właśnie przeczytałem wypowiedź jednego z moich ulubionych biskupów - Andrzeja Czaję z Opola, który w tej kwestii proponuje następującą treść:
Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a na nasze zło ma lekarstwo.
bp Andrzej Czaja (zdj. z 2012) |
Warto przeczytać cały artykuł KLIK, a pewnie i całą książkę.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz