Strony

sobota, 14 listopada 2015

Kochać terrorystów

Dziś rano, gdy dowiedziałem się o zamachach w Paryżu, przywołałem słowa Jezusa o miłości nieprzyjaciół KLIK.

Notre Dame de Paris

Myślę jednak, że w dzisiejszym świecie pomieszania pojęć, trzeba te słowa wyjaśnić. A przynajmniej chciałbym doprecyzować, jak ja je rozumiem.

Ktoś się może oburzy, popuka w czoło albo po prostu wzruszy ramionami: Jak można kochać nieprzyjaciół? Chrześcijanie chyba sami nie wiedzą, co mówią. Ten Jezus to mógł być sobie idealistą 2000 lat temu. Dziś jest brutalny świat (bardziej barbarzyński niż wtedy?), który musi adekwatnie odpowiedzieć terrorystom.

Jednak Jezus nie był li tylko idealistą. Jako osoba wierząca wiem, że nikt nie zna rzeczywistości lepiej niż On. Dlaczego więc prosi, by kochać nieprzyjaciół?

Trzeba zastanowić się, co to w ogóle jest miłość. 

Miłość to nie są motyle w brzuchu - w stosunku do terrorystów problemy żołądkowe to może być ewentualnie oznaka strachu.
Miłość to nie uczucie i bujanie w obłokach - w stosunku do terrorystów brak realizmu może być tragiczny.
Miłość to nie niemoc i bezwolne poddawanie się - gdyby tak było, chrześcijaństwo wymarło by już dawno śmiercią naturalną.
Miłość to nie beztroska - wręcz przeciwnie.

Miłość to - najprościej - chcieć dobra dla drugiego człowieka.

Mały przykład z podwórka rodzinnego (hipotetyczny, bo moi synowie są już dość duzi):

Jeśli widzę, że starszy syn chce uderzyć młodszego, to właśnie w imię miłości do młodszego muszę zareagować i nawet używając "przymusu bezpośredniego" nie dopuścić do ciosu. Mało tego, taka reakcja wynika również z miłości do starszego. Kochając go, chcąc jego dobra, muszę zareagować i to nawet bardzo gwałtownie. Miłość do synów, to nie jest ich ciągłe głaskanie, chwalenie i usuwanie się samemu do kąta. Miłość winna być mądra. Głupia miłość nie jest miłością.

Kochać terrorystów to nie znaczy machać do nich z serduszkami w rękach i zapraszać do podkładania kolejnych bomb.

Kochając terrorystów trzeba najpierw zadbać o atakowanych - wszelkimi możliwymi sposobami trzeba zapewnić im bezpieczeństwo. Żołnierz czy policjant widząc zamachowca ma obowiązek go powstrzymać nawet jeśli to oznacza jego zabicie. Tu ważniejsze jest dobro tych słabszych - potencjalne ofiary.

Radykalizm Jezusa polega na tym, by po zadbaniu o przyjaciół, chcieć również dobra nieprzyjaciół. Tu jest szansa na przerwanie spirali nienawiści. Mamy obowiązek się bronić, ale nie można żyć żądzą zemsty. Głupotą jest bycie naiwnym, ale trzeba mieć chrześcijańską odwagę, by przebaczyć wrogowi. Trzeba mu zawsze zostawić szansę zmiany na lepsze. Myślę, że właśnie dlatego 

"On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, 
i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych."

To jest miłość nieprzyjaciół - zawsze dawać im szansę zwrócenia się ku dobru.


Pozdrawiam


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz