Gdy chodziłem do szkoły ponad 30 lat temu, chłopaki w haźlu (tak się u nas mówiło na ubikację) palili papierosy.
Moja podstawówka |
Dziś po genialnym pomyśle naszych władz, pod hasłem:
"Zadbałam o to, żebyście nie były grubaskami"
już widzę, jak na przerwie w haźlu mały Janek wcina snickersa, którego kupił po drodze do szkoły. Ponieważ trochę go szybkie jedzenie batonika zaklajstrowało, Krzysiek poratował go flaszką ... coca-coli, którą przemycił w worku na tenisówki. Jak dobrze, że szkolny ochroniarz przy wejściu go nie nakrył.
A dlaczego Małgosia płacze przez pół lekcji? Wyrodna matka zapakowała jej do szkoły drożdżówkę. Całe szczęście pani z biologii, która jest jednocześnie szkolnym dietetykiem, w porę zauważyła, co się dzieje i kazała wyrzucić do śmieci, bo to przecież "śmieciowe jedzenie". Trudno, trzeba będzie zawiadomić pomoc społeczną. Przyjrzą się, czym mama żywi Małgosię w domu. Ostatecznie może Dom Dziecka nie da dziewczynce tego co rodzice, ale ona jeszcze podziękuje za parę lat, że ma figurę modelki.
Podobno chłopaki z szóstej na dużej przerwie w krzakach na boisku sprzedają chipsy.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz