Strony

środa, 8 lipca 2015

Jak się w Rzymie zawieruszyłem

Nie jestem za bardzo przyzwyczajony do zbiorowego zwiedzania. Ostatni raz na takiej pielgrzymce, jak w zeszłym tygodniu byłem 15 lat temu. Nie mam nawyku spoglądania na zegarek (zegarka też nie mam) i meldowania się o określonej godzinie w umówionym miejscu.

Gdy wychodziliśmy z Piazza Navona, Pani Przewodnik stwierdziła, że po drodze zatrzymamy się w Panteonie, bo to ciekawa świątynia jeszcze z czasów starożytnych.

Panteon
Chwilę poopowiadała i mieliśmy czas na indywidualne zwiedzenie kościoła. Zbiórka miała być o którejś tam w miejscu, gdzie się rozchodziliśmy.

W środku spotkałem ks. Leszka i wspólnie zachwycaliśmy się nad pięknym wnętrzem.

Panteon od środka
Wydaje mi się, że minutkę później wyszedłem ze świątyni. W umówionym miejscu nie było nikogo z naszych. Pewnie to jednak nie była minutka, bo tu jeszcze zdjęcie, tam coś ciekawego ...

Zadzwoniłem do księdza, że się zawieruszyłem, ale nie odebrał. Kolega, do którego miałem numer - podobnie. Hmmm, gdzie mogli pójść?

Wymyśliłem, że pewnie w stronę Fontanny Di Trevi. Ruszyłem więc za grupą. Po drodze zajrzałem do kościoła św. Ignacego, bo pomyślałem, że może tam się zatrzymali.

Kościół św. Ignacego
Nikogo nie spotkałem. Poszedłem dalej. 

Mimo, iż Fontanna Di Trevi była nieczynna, w remoncie, ludzi na placu było sporo. 

Fontanna Di Trevi

Przeszedłem tam i z powrotem, ale mojej grupy nie znalazłem. Spróbowałem jeszcze raz zadzwonić do ks. Leszka, który tym razem odebrał. Dobrze zgadywałem, szli w stronę Di Trevi.

Jak się to jednak stało, że byłem przed nimi, a na dodatek wchodziłem na plac z zupełnie przeciwnej strony, nie wiem do tej pory.

Grunt, że się odnalazłem. :)


Pozdrawiam






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz