W jakimś sensie strach ciągle towarzyszy człowiekowi.
Może ewentualnie ktoś, kto miał beztroskie dzieciństwo, myśli o tych czasach w kontekście spokoju. Choć pewnie i wtedy zdarzały się różne strachy.
Pamiętam ze swojego wczesnego dzieciństwa moment, gdy w czarno-białym telewizorze oglądałem ... Hibernatusa. Gdy go odmrozili i pojawił się Louis de Funes z wielką czarną brodą wpadłem ze strachu w taką histerię, że mnie mama przez kilka godzin uspakajała.
Hibernatus :) |
Potem, gdy człowiek był coraz starszy strachy były coraz poważniejsze. Bardziej lub mniej uświadomione. Bałem się czy dobrze wybiorę kolejną szkołę. Czy rozeznam prawidłowo swoje życiowe powołanie.
Gdy stawałem się coraz bardziej odpowiedzialny również za innych też strach dawał o sobie znać. Bałem się o żonę, gdy rodziła naszych synów i o naszych synów, gdy groziło im niebezpieczeństwo.
Są też strachy w naszym przeżywaniu wiary. Pewnie każdy swoje niepokoje przeżywa. Czy na pewno wierzę? Czy potrafię odwzajemnić Bogu Jego miłość? A może widząc zło wokół siebie boję się, że Bóg wcale nie jest taki do końca dobry? Czy moje sumienie jest prawdziwe: może za dużo sobie samemu sam wybaczam albo wręcz przeciwnie jest zbyt drobiazgowe i ciągle wyrzucam sobie wiele spraw, które zatruwają mi życie.
Jezus zna nasze różnorakie lęki i obawy. Wchodzi w nie ze słowami:
„Pokój wam”
Gdy po swoim zmartwychwstaniu ukazał się wystraszonym uczniom, właśnie tak się z nimi przywitał. I jestem pewien, że to nie była jedynie grzecznościowa formułka powitania. ON faktycznie przyniósł Pokój i to taki przez duże "P". Tak, bo uwierzenie w zmartwychwstanie daje Pokój w sercu, w duszy, w sumieniu.
Wiedział o tym Psalmista:
Spokojnie zasypiam, kiedy się położę,
bo tylko Ty jeden, Panie, pozwalasz mi żyć bezpiecznie.
Żyć w nadziei zmartwychwstania.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz