Obudziłem się tuż przed budzikiem nastawionym na ... 5.30. :)
To dlatego, że starszy syn mnie prosił, by zawieźć go do Katowic na dworzec autobusowy (a właściwie przystanek, bo do dworca temu miejscu duuuuuużo brakuje), gdyż jechał dziś sędziować kolejny mecz footballu amerykańskiego, tym razem do Wrocławia.
Takie wczesne wstawanie ma jeden podstawowy plus. Wtedy niedziela jest nieco dłuższa.
Po powrocie z Katowic zjadłem śniadanie, a potem przed 8.00 byłem już w kościele, gdyż dzisiaj na mnie przypadły obowiązki związane z byciem nadzwyczajnym szafarzem Komunii Św. Jakie tam obowiązki? To wielka radość, że mogę Pana Jezusa, który pozwolił się zamknąć w kawałku chleba, zanieść kilku chorym i starszym osobom, które same już do kościoła przyjść nie mogą. Nie macie pojęcia, jak ci ludzie, pomimo cierpienia, potrafią się cieszyć i obdarzyć również mnie taką zwyczajną, a jak dziś mało powszechną, życzliwością.
Prosto z osiedla wróciłem po moją rodzinkę (znaczy bez Łukasza), by pojechać na Mszę Św. Jako szafarz tu też uczestniczę w Eucharystii bliżej ołtarza. Czasem, jak dzisiaj, śpiewam psalm. Komunikuję zwykle na naszym dużym balkonie.
Dziś po powrocie z rodzinką ze Mszy Św., pojechałem do kościoła jeszcze raz, by pomóc księżom w komunikowaniu jeszcze na kolejnej Eucharystii.
W niedzielne południe mamy zawsze obiad. Na dziś moja kochana żona przygotowała rosół z makaronem, kluski, pieczeń oraz mizerię z ogórków. Wszystko było przepyszne.
Po obiedzie jest czas na siestę. Godzinka snu spokojnie rekompensuje wczesne wstawanie.
Na podwieczorek Ela upiekła francuskie ciasteczka z marmoladą. Choć nie było Łukasza, zanim zmieliłem i zaparzyłem kawę, o mały włos, Jacek wszystkie by mi zjadł - u nas jednak trzeba walczyć o swoje. :)
Po południu wybraliśmy się z synem na rower. Pojechaliśmy na zamek w Chudowie. W pewnym momencie trochę pomyliłem drogę, ale to nic nie szkodzi i tak trafiliśmy.
Powyższe zdjęcie zrobiłem podczas mojej poprzedniej wizyty w tym miejscu. Nasze dzisiejsze selfie nie nadaje się do publikacji. :)
Zrobiliśmy wspólnie z Jackiem ponad 20 km i z dumą muszę powiedzieć, że choć jestem od niego ponad 3 razy starszy, dałem radę mu kroku (koła?) dotrzymać.
Powoli dzień się kończy, ale jeszcze pojadę znów do Katowic, odebrać Łukasza. Już posłał sms-a, że z Wrocławia wyjechał.
Lubię takie niedziele!
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz