Strony

poniedziałek, 14 lipca 2014

Śląsk, Polska i Papież

Jeśli dobrze się przyjrzeć, nie trudno zauważyć, że wśród mnóstwa śląskich żółto-niebieskich flag, w Marszu Autonomii powiewały też biało-czerwone.


Kilkanaście kroków przede mną znajdowała się grupa osób, która zdecydowanie rzucała się w oczy.

Jesteśmy ze Śląska, ale najważniejsza jest Polska
Podobno byli to narodowcy (tak przynajmniej określiła siebie jedna z osób z tej grupy).

Rozumiem, że jeśli przyłączyli się do Marszu, oznacza to, że generalnie podzielają postulaty autonomii Śląska czy generalnie większej samorządności wszystkich regionów Polski.


W pobliżu Placu Sejmu Śląskiego była jeszcze inna grupa wymachująca polskimi sztandarami. Przykro to powiedzieć, ale tych ludzi musiała od reszty oddzielać policja.


Podczas całego Marszu Autonomii nie słyszałem ze strony organizatorów czy uczestników żadnych haseł przeciwko Polsce, jako takiej. 
Chcemy, jako mieszkańcy tej ziemi bardziej poczuć się tu u siebie. To chyba nikomu nie zagraża. 
Chcemy mieć prawo do swojej mowy - nikt nie postuluje, by wyrugować język polski. 
Chcemy uczyć się historii również z naszego punktu widzenia. Tu też się działo wiele spraw także w okresie 600 lat, gdy Górny Śląsk był poza Państwem Polskim.
Chcemy się szczycić osiągnięciami Ślązaków w dziedzinie kultury, sztuki, nauki - wszystkich Ślązaków do jakiejkolwiek narodowości się przyznawali.

Są jednak tacy, którzy uważają, że w Polsce wszystko winno być jednorodne. Wszystkich chcieliby wepchnąć w standard prawdziwego Polaka - patrioty, żeby nie powiedzieć nacjonalisty.


Może nie warto w ogóle tą grupą się zajmować. Nie wiem nawet ilu ich było - garstka w porównaniu z Marszem.

Smutne to jednak, że są osoby, które mają czelność zawiesić na transparencie św. Jana Pawła II i wymachiwać nim przeciwko drugim. 


W ten sposób "nowej Polski" nie zbudują - to ślepa uliczka.

Pozwolę sobie na koniec zacytować naszego Papieża:

"Jeden drugiego brzemiona noście – to zwięzłe zdanie Apostoła jest inspiracją dla międzyludzkiej i społecznej solidarności. Solidarność to znaczy jeden i drugi, a skoro brzemię, to brzemię niesione razem, we wspólnocie. A więc nigdy: jeden przeciw drugiemu. Jedni – przeciw drugim. I nigdy "brzemię" dźwigane przez człowieka samotnie. Bez pomocy drugich. Nie może być walka silniejsza od solidarności. Nie może być program walki ponad programem solidarności".


Pozdrawiam

8 komentarzy:

  1. Nie rozumiem co oznaczają słowa "czuć się bardziej u siebie".
    Czy jest Pan prześladowany, obrażany, jako Ślązak? Czy też to ja mam się czuć na Śląsku jak gość? Notabene, kiedyś przypadkiem dowiedziałam się, że mój pradziadek był Ślązakiem, niemieckim Ślązakiem, a na pytanie czemu nic o tym nikt nie mówił, usłyszałam w odpowiedzi – widocznie zawsze na pierwszym miejscu uważał się za Polaka.
    Nie drążyłam, nie pytałam – bo po co. Jasne jest, że przede wszystkim był Polakiem. Polakami byli również arcyksiążę Karol Olbracht Habsburg, księżna Alicja Elżbieta Habsburg z domu Ankarcrony – w Żywcu czuli się „u siebie” i czuli się Polakami, na dobre i złe.
    A jak Pan widzi tę „większą samorządność wszystkich regionów Polski” na Podlasiu, Warmii i Mazurach, w województwach: lubelskim, świętokrzyskim, podkarpackim. W województwach, które są na krawędzi zaspokojenia elementarnych potrzeb.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Ewo, dziś nie czuję się - dzięki Bogu - ani prześladowany, ani obrażany. Akurat ja nie należę do cierpiętników, którym wszyscy wokół robią krzywdę.
      Częściowo już pisałem, co dla mnie znaczy "czuć się bardziej u siebie". Chciałbym, by śląska mowa dostała wsparcie, jakie np. mają Kaszubi. By w śląskich szkołach obok historii powszechnej, historii Polski uczono również historii Śląska. Ja wszystko co wiem na ten temat wyczytałem gdzieś sam, bo uczyłem się jeszcze za komuny. Myślałem (naiwnie), że w wolnej Polsce moje dzieci dowiedzą się też coś o swojej Małej Ojczyźnie - niestety dalej w tej materii niewiele się zmieniło. Chciałbym, by nie byli afirmowani tylko ci Ślązacy, którzy byli Polakami. Czy, gdyby Pani dziadek czuł się Niemcem, byłby to powód do wstydu?
      Kilkanaście lat temu założenia reformy samorządowej miały doprowadzić do decentralizacji państwa. Niestety reforma została zatrzymana i za wprowadzeniem szczebli samorządowych nie poszła w ślad za tym reforma finansowania. Jestem przekonany, że gdyby pieniądze wypracowywane lokalnie nie były w znacznej części marnotrawione przez rozdmuchaną biurokrację w Warszawie, zarówno na Podlasiu, Warmii, Mazurach, itp. więcej pożytku, by z nich było. Naprawdę nie musi Sejm decydować o tym, jak segregować odpady, ani trybunał Konstytucyjny zajmować się definicją przyłącza kanalizacyjnego.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Aha, jeszcze jedno. Zapytała Pani czy ma się Pani czuć na Śląsku, jak gość. Jeśli już, to tylko w bardzo pozytywnym tego słowa znaczeniu. Śląsk zawsze był różnorodny. Tu zawsze żyli obok siebie Polacy, Czesi, Niemcy, Żydzi, a wczasach industrializacji sporo Anglików, Amerykanów, Fancuzów, itp. Dla nas przyjezdny raczej nie był obcym, innym i chyba szybko mógł poczuć się, jak u siebie w domu i prędko był nasz.

      Usuń
  2. Najlepszym nośnikiem historii i mowy jest dom rodzinny, (zwł. przy dzisiejszym poziomie edukacji). Maturę zdawałam w 1989 roku, wydawałoby się, że w prawie wolnej Polsce. Jeszcze w 4 klasie liceum historyk mówił, że sowieci wywozili w głąb Rosji "jedynie element skrajnie antyradziecki", a odnośnie Katynia mówił o "niejasnościach", o tym, że "nie wiadomo kto mordował?". Świetnie pamiętam te lekcje, bo tym skrajnie antyradzieckim elementem była moja 16-letnia babcia, jej siostra i mama. Jej tatę sowieci zamordowali wcześniej. Druga babcia w czasie wojny mieszkała w Lublinie, jej okna wychodziły na Majdanek. Jeden z jej braci przeszedł cały szlak z Andersem, drugi walczył w dywizjonie 303. Historię znałam od dziecka, a mimo dramatów wojny nigdy nie słyszałam by którykolwiek z członków mojej rodziny źle mówił o Rosjanach, bo jak wspominała babcia, byli takimi samymi ofiarami jak Polacy. Druga babcia nie omieszkała pamiętać o tym jak oficer niemiecki uratował jej życie przed stratowaniem, kiedy na dworcu tłum przewrócił ją z maleńkim dzieckiem. Niemiec nie tylko ją podniósł, ale wprowadził do wagonu i posadził przy piecyku, by nie zamarzła w drodze do Piotrkowa. Nie szkoła uczyła mnie historii, choć z wykształcenia jestem historykiem.
    Pamiętam jeszcze jedną opowieść, którą słyszałam w Gnieźnie. To żołnierz Wehrmachtu uratował relikwie św. Wojciecha przed zniszczeniem. Po latach zapytany dlaczego narażał swoje życie odpowiedział, że najpierw jest katolikiem, później ojcem rodziny, Niemcem, a dopiero na końcu żołnierzem wykonującym rozkazy. Niestety nie często pamiętamy kto powinien być na pierwszym miejscu. Może Pan z ręką na sercu powiedzieć, że w razie zagrożenia zewnętrznego Ślązacy stanęliby murem w obronie np. naszych wschodnich granic? Może Pan z ręką na sercu powiedzieć, że w razie kryzysu gospodarczego Śląsk trwałby przy słabszej gospodarczo Polsce, a nie przytulał się do Niemców szeroko otwierających ramiona?
    Historia lubi się powtarzać, wystarczy wspomnieć tylko koniec I wojny światowej, kiedy to premier Wielkiej Brytanii zwolennik przyjacielskich stosunków z Niemcami, twierdził, że oddać Polakom śląski przemysł to tak, jakby dać małpie zegarek.
    Autonomia Śląska to nowe Kosowo, czy Krym, w bardzo szybkim czasie.
    "Wsparcie dla mowy śląskiej?" – górale nie mają tego problemu, nie protestują, nie domagają się. Zastanawiające jest, że choć zdecydowanie różnią się kulturowo od reszty Polski, a z rozumieniem ich mowy można mieć naprawdę poważne kłopoty, nigdy nie czułam się wśród nich obco, nawet przy znacznej różnicy zdań. Dopiero w podopolskiej wsi, gdzie zostawiłam na kilka dni w biegłym roku córkę u jej koleżanki, czułam się intruzem.
    Przyłącza kanalizacyjne zupełnie mnie nie interesują. Jeżdżąc po ojczyźnie nigdzie nie chcę czuć się jak gość, ale jak swój, tak jak na Podhalu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Ewo, zgadzam się, że najlepszym nośnikiem historii i mowy jest dom rodzinny, Szkoła winna być jednak po to, by wysiłki rodzin wspierać. Mój wujek był mechanikiem w dywizjonie 303, o czym dowiedzieliśmy się ... na jego pogrzebie. Nie przyznawał się, bo bał się represji. To co Pani pisze o dobrych Niemcach, świadczy tylko o tym, że powinniśmy wyzbywać się stereotypów. W każdym narodzie i w każdym społeczeństwie są ludzie dobrzy i źli. Dotyczy to też Ślązaków, których nie mam zamiaru wybielać. Mam świadomość, że tzw. Hanysy też mogły Pani i innym sprawić przykrość. Z Kosowem i Krymem proszę nie przesadzać. Jakoś każdy stan w USA, kanton w Szwajcarii czy land w Niemczech ma daleko posuniętą autonomię i nikt z tej okazji porównań do Kosowa i Krymu nie czyni. Jeśli chodzi o wsparcie śląskiej mowy, to różnica między nami i góralami jest prawdopodobnie taka, że górali nikt, aż tak bardzo za bycie Podhalańczykiem przez ponad 40 lat nie dyskryminował. Na Śląsku właściwie dwa pokolenia publicznie nie miały prawa posługiwać się godkom. Bez wsparcia, obawiam się, że kawał naszej kultury wkrótce umrze śmiercią naturalną, a to zuboży również Polskę jako taką.

      Usuń
  3. To możemy zakończyć wymianę zdań pozytywnym akcentem, że nasi wujkowie się znali i współpracowali. Zapewne zadziałali Aniołowie Stróżowie naszej czwórki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopowiadając: "grupka", która do Was dołączyła to byli Narodowcy (reprezentanci Młodzieży Wszechpolskiej), ale nie mieliśmy nic wspólnego z tymi ludźmi, którzy podpierali się papieżem. To byli PiSowcy. Nawet średnia wieku nie ta- u nas 21 lat, u nich 50.

    OdpowiedzUsuń