Strony

sobota, 12 października 2013

Piłka nożna kontra Edith Piaf

Gdy wczoraj zaczynał się mecz, właśnie zadzwonił mój brat. Ja byłem akurat w pokoju bez telewizora, więc chwilę mogliśmy sobie spokojnie pogadać. Nawet nie wiedziałem, że kolejne spotkanie "ostatniej szansy" naszej drużyny już się rozpoczęło. Coś tam bratu powiedziałem, a on do mnie:
- Żółta kartka!
- Jaka żółta kartka, a co nie mam racji?
Okazało się, że to nie było do mnie, tylko mój brat gadając ze mną patrzył na mecz i właśnie sędzia wymierzył karę.

Trzeba było rozmowę kończyć.

Przeszedłem do pokoju obok. Faktycznie nasi (i niestety ci drudzy też) już grali.

Żonie zrobiłem herbatę z miodem i cytryną. Sobie otworzyłem piwo. Będziemy kibicować.

Po kilku nieskładnych akcjach naszych orłów, żona zapytała, czy może przełączyć na inny program. Nie oponowałem. Jestem kiepskim kibicem i szczerze mówiąc, piłka nożna nieco mnie nudzi (przynajmniej w prezentowanym wydaniu).

Zatrzymaliśmy się na TVP Kultura, gdzie już leciał film, którego wcześniej nie widzieliśmy:


Świetna opowieść o Edith Piaf. Niesamowicie pokazana. Mimo, iż ciągle zmieniały się wątki i przeplatały sceny z różnych okresów życia piosenkarki, pięknie i całościowo pokazano jej koszmarnie trudne zmaganie się z losem. Od najmłodszych lat wychowywała się albo w burdelu (u swojej babci), albo w cyrku (ze swoim ojcem). Chyba to "wychowywała się" powinieniem napisać w cudzysłowiu. Gdy po wielu trudnych latach, gdy już była sławna, w katastrofie lotniczej zginął jej ukochany, powiedziałem do żony, że to jest niemożliwe, żeby na jedną osobę spadały wszystkie nieszczęścia świata.

Zwróciłem szczególną uwagę na pojawiający się w jej życiu pewien wątek. Gdy w wieku 3 lat na kolejne 4 lata straciła wzrok, o jego odzyskanie i opiekę modliła się u grobu św. Tereski w Lisieux - tej samej, o której pisałem w zeszłym tygodniu. Później, również w dorosłym życiu, miała chyba do tej świętej szczególny sentyment.

Sama artystka nie wiodła świętego życia, ale nie mnie ją osądzać. Może ja na jej miejscu, gdyby mnie spotkały w życiu takie kataklizmy, w przeciwieństwie do niej, stoczyłbym się na dno. Ona zawsze znajdowała w sobie siłę, by się podnieść. Sprawiała też swoim śpiewem tysiącom ludzi wiele radości, wzruszeń i piękna.



Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz