Zachęcany do napisania artykułu
do naszej gazetki parafialnej, zadałem pytanie o główny temat kolejnego numeru. W
odpowiedzi usłyszałem, że zasadniczą treścią będą wątki związane z Dniami
Krzyżowymi.
No i co tu zrobić? Szczerze
mówiąc nie przypominam sobie bym kiedykolwiek w nabożeństwach Dni Krzyżowych
uczestniczył.
Tak, z grubsza wiem o co chodzi:
modlitwy przy przydrożnych krzyżach, wśród pól, o urodzaje.
Tekstu o pobożności ludowej, o
wiejskich zwyczajach, o wielowiekowej tradycji Kościoła związanej z plonami, z
tym co rodzi ziemia, to ja raczej nie napiszę.
Nie licząc niewielkiej plantacji
truskawek i czarnej porzeczki mojego wujka pod Bytomiem, to ja właściwie nigdy
nie widziałem na dłużej i z bliska porządnego pola i prawdziwej gospodarki
rolnej. Nie miałem babci na wsi, do której mógłbym, jak wielu moich kolegów w
podstawówce, jeździć na żniwa, na wakacje. Moja babcia, odkąd pamiętam,
mieszkała tu na Halembie w bloku, a druga aż ... w Bielszowicach. Jedyny
dziadek, którego znałem, pracował na kopalni. Podobnie jak wszyscy wujkowie.
Choć nie, jeden z wujków zamiast na grubie, robioł we hucie.
Dziś mamy takie czasy, że mleko
nie pochodzi od krowy, tylko z biedronki (przepraszam za kryptoreklamę). Często
zresztą smak tego mleka niewiele ma wspólnego z tym, co bez przetworzenia wydoi
się ze zwierzęcia.
Zadaję więc sobie pytanie, czy
tradycyjne, związane z rolnictwem formy pobożności mają jeszcze racje bytu?
Współczesny rolnik chyba już nie
do końca wierzy w to, że dobre plony pochodzą z "Bożej ręki". Pewnie
bardziej jest przekonany, że jego gospodarka rolna zależy od unijnych przepisów
i dotacji, od jakości nawozów sztucznych, od sprzętu, którym dysponuje,
światowej koniunktury oraz notowań giełdowych i cen skupu poszczególnych płodów
rolnych w danym roku.
Gdzie tu jeszcze miejsce dla
Boga?
Może dziś, gdy człowiekowi wydaje
się w swojej pysze, że poskromił przyrodę, gdy jest pewny, że w czasach
globalizacji jego byt nie jest tak bardzo zależny od bieżących plonów z jego
własnego pola, trzeba nam się zastanowić nad niesprawiedliwościami naszego niby
rozwiniętego świata. Jak to jest możliwe, że równocześnie, gdy na przykład u
nas w Europie wydaje się ogromne kwoty pieniędzy na walkę z otyłością, w różnych
częściach Afryki czy Azji miliony umierają z głodu? Jak to jest możliwe, że
kupujemy w sklepach więcej jedzenia niż jesteśmy w stanie skonsumować i w
rezultacie tony produktów, które mogłyby innym ratować życie, wyrzucamy na
nasze osiedlowe śmietniki?
Myślę, że w tych dniach, nie
tylko podczas Dni Krzyżowych, trzeba jednak wrócić do Boga i prosić Go o dobrą
pogodę i plony, o Jego błogosławieństwo dla pracy rolników, ale również o
światło Ducha Św. dla zarządzających światowymi bogactwami o bardziej sprawiedliwą
dystrybucję dóbr.
Modląc się codziennie
"Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj" pamiętajmy o tym, by ten
chleb szanować, by starać się opierać pokusie zbytniego materializmu, by tym
chlebem potrafić dzielić się z innymi i go nie marnować.
P.S. Jedno z ostatnich pól z
uprawą zboża na Halembie tuż po żniwach (w roku 2010) wyglądało tak:
Pozdrawiam