Strony

czwartek, 8 marca 2012

Ideał kobiety

Moja prababcia. Nazywaliśmy ją zawsze: Babunia. Tak wyglądała, gdy byłem dzieckiem:



Kilka dni temu trafiło do mnie to zdjęcie. Szczerze mówiąc już nie pamiętałem jej twarzy. Miałem 10 lat, gdy umarła. Pamiętam jednak ją jako osobę. 

Chorowała na nogi i nie wychodziła z domu. Mieszkała ze swoją córką i jej mężem, czyli moimi dziadkami, a ja często u nich przebywałem. Zawsze siedziała na fotelu (w tle na zdjęciu) i pomagała w prostych pracach domowych np. obierała kartofle. Miała też swoje hobby (choć być może nawet nie znała tego wyrazu). Codziennie szydełkowała kolejny fragment firany, robiąc na niej piękne wzory. Gotową firanę po praniu trzeba było nakrochmalić i "naszpanować" na odpowiedniej ramie, która zajmowała pół pokoju. Dziś czegoś takiego się już nie używa. 

Była bardzo pogodna i dla wszystkich życzliwa. Gdy miała jednego cukierka czy kostkę czekolady, a zebrało się kilku jej prawnuków, to dzieliła go nożem tak, by wszystkim wystarczyło. Miała też swoją słabość - bardzo lubiła coca-colę i babcia (jej córka) co kilka dni ją dla niej kupowała. Były to lata 70, gdy ten napój był dość ekskluzywny w naszym kraju. Nikt z rodziny nie mógł też zdradzić prababci, że coca-cola jest dość droga, bo wtedy zakazałaby sobie go kupować, gdyż była niesamowicie skromną osobą.

Bardzo charakterystyczny był jej poranny, dopołudniowy śpiew. Wchodząc o tej porze do dziadków zawsze słyszało się jej "Godzinki", a około południa wszystkich gromadziła do wspólnej modlitwy "Anioł Pański".

Nie miała łatwego życia. Poza moją babcią wychowała jeszcze trzech synów. Jej mąż zginął podczas I wojny światowej. Był kowalem i w 1916 roku śmiertelnie kopnął go koń - niestety. Została sama z dziećmi. Mieszkali wtedy w Paprocanach (dzisiejsza dzielnica Tychów). Tak się mówiło, że przeprowadziła się do Bielszowic, by jej dorastający synowie nie wpadli w alkoholizm, o co w sąsiedztwie tyskiego browaru nie było trudno. Czy to prawda - nie wiem. Faktem jest, że była dzielną kobietą, która wychowała córkę i trzech synów na wspaniałych ludzi. Jeden z nich niestety zginął podczas II wojny światowej w Warszawie. Był jednym z tych żołnierzy I Armii Wojska Polskiego, którzy próbowali pomóc warszawskim powstańcom w 1944 roku, gdy Stalin na prawym brzegu Wisły patrzył jak miasto się wykrwawia. Jego brat w tych latach służył w obsłudze naziemnej Dywizjonu 303 w Anglii, o czym dowiedzieliśmy się dopiero na jego pogrzebie (otrzymał nawet order od Królowej Elżbiety). Podobno po wojnie na kopalni Bielszowice, zanim nie wrócił do domu, nikt nie umiał uruchomić parowej maszyny wyciągowej. Trzeci brat po wojennej zawierusze wrócił chyba z Francji. Też znał się na swoim fachu, bo mimo, że nie należał do partii, wiele lat był na wysokim stanowisku w hucie w Gliwicach.

Dziś Dzień Kobiet.

Chciałem tylko powiedzieć, że moja prababcia z całą pewnością była KOBIETĄ w najbardziej wartościowym tego słowa znaczeniu.

Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz