Gdy 18 lat temu byłem w Trzebnicy, miałem jeszcze wtedy (co nie jest dziwne) tradycyjny aparat na klisze.
Wszedłem do kościoła i po krótkiej modlitwie chciałem zrobić zdjęcie pięknego, barokowego grobowca św. Jadwigi Śląskiej. We wnętrzu, jak to we wnętrzu, było dość ciemno. Ale ja byłem przygotowany. Rozstawiłem mój statyw*, dokręciłem aparat i... zauważyłem, że w ścianie jest takie sprytne urządzenie, do którego jeśli wrzucić monetę, to kaplica się na chwilę rozświetli.
Znalazłem w portfelu stosowną monetę. Wrzuciłem. Zapaliły się światła. Wykadrowałem aparat, ustawiłem czas i przesłonę, włączyłem samowyzwalacz (żeby nie poruszyć zdjęcia), czekam i... zgasło światło - czas minął. Zaraz po tym zrobiło się zdjęcie, czyli zmarnowałem cenną klatkę filmu fotograficznego.
Dobrze, że miałem jeszcze drugą monetę. Powtórzyłem wszystko dużo szybciej. Kilka dni później, po wywołaniu filmu, odebrałem od fotografa takie zdjęcie:
Trzebnica 2002 |
W zeszłym tygodniu, również lustrzanką Canona, cyfrową - jednak o nieporównywalnych możliwościach, zrobiłem z ręki, bez dodatkowego oświetlenia, takie zdjęcie:
Trzebnica 2020 |
Niesamowity jest postęp technologii wykonywania zdjęć, którego doświadczam własną ręką i okiem.
Pozdrawiam
*Dla niezorientowanych dodam, że statyw służy do tego, by zdjęcie z długim czasem naświetlania nie było poruszone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz