Strony

niedziela, 28 lipca 2019

Maltańska katastrofa

To, że trzeba było wstać przed 3 w nocy, by zdążyć na samolot, to jest pikuś. Dolecieliśmy spokojnie i na czas.

Jeszcze na lotnisku kupiliśmy bilety 7 dniowe na tutejszą komunikację publiczną po 21 euro i możemy jeździć do woli. Wsiedliśmy do X4 i bez problemów dotarliśmy do Valletty. Mogliśmy już zacząć podziwiać ciekawą zabudowę tego miasta. Na końcowym przystanku szukaliśmy postoju autobusu nr 44, bo taki miał nas zawieść do miejsca naszego pobytu. Gdy wszystkie stanowiska postojowe się skończyły, a 44 nie było, zapytaliśmy tubylca. Okazało się, że za rogiem są kolejne przystanki. Prawie na samym końcu znaleźliśmy nasz.

Autobus podjechał bardzo punktualnie. Dalej podziwialiśmy ciągle miejską, głównie historyczną zabudowę. Wszystko tu jeździ po lewej stronie, nawet na rondach :) Dobrze, że nie wypożyczyliśmy swojego auta. 

Mieliśmy wysiąść na przystanku Manikata. Niestety, z nieznanego nam powodu, autobus dojechał w okolice Golden Bay i kierowca stwierdził, że to już koniec.

Wypakowaliśmy się z naszymi bagażami i zastanawialiśmy się, co dalej. Komórka pokazywała, że mamy "tylko" 950 m. To ruszyliśmy pieszo, ciągnąc za sobą torby. Komórka niestety nie pokazała, że będzie ostro pod górę. Nie pokazała też, że kluczowy, najbardziej stromy odcinek drogi jest właśnie w przebudowie. W pyle, kurzu, po żwirze, w żarze lejącym się z nieba, jakoś wdrapaliśmy się w okolice naszego hoteliku. Musieliśmy wyglądać dość nędznie, bo zatrzymał się samochód i miły kierowca pomógł nam się odnaleźć - zadzwoniłem do naszego gospodarza, a on z nim pogadał po maltańsku. Robert wyszedł na główną drogę i zaprowadził nas do siebie. Bez tego, w wąskich i pogmatwanych uliczkach miasteczka, mogliśmy jeszcze krążyć z godzinę.

Warunki mamy dobre: pokój z łazienką i wspólna z sąsiadami kuchnia z salonem. Minusy to wifi nie sięga do pokoju, a widok z okna niezbyt romantyczny

Pozdrowienia z Malty


Dużym minusem jest też niestety jednak spora odległość do morza po, jak się okazuje, wąskiej i niebezpiecznej dla pieszych drodze i brak czegokolwiek na miejscu. Jedynie mały sklepik czynny wczoraj do 13 uratował nas przed śmiercią z głodu i pragnienia.

Teraz już może być tylko lepiej.




Pozdrawiamy z Malty







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz