Może tego nie widać, a może się nad tym nie zastanawiamy, ale samorządność jest jednym z kluczowych osiągnięć wolnej Polski.
Urząd Miejski w Rudzie Śląskiej, gdzie mieszkam |
Między innymi tym III RP miała się różnić od PRL-u, iż została w praktyce wdrożona zasada pomocniczości. Oznacza ona, że sprawy, które może załatwiać sobie lokalna społeczność, nie powinny być realizowane przez narzucenie rozwiązań z góry. Dlatego właśnie po roku 1989 powstały samorządy gminne, później powiatowe i wojewódzkie.
Jak ważna jest to sprawa świadczy fakt, że już w preambule do Konstytucji RP czytamy:
...ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej
jako prawa podstawowe dla państwa
oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot.
Niestety w dzisiejszej praktyce powyższe zapisy Konstytucji są rozumiane dość dowolnie. Negatywny scenariusz odchodzenia od samorządności nie zaczął się 3 lata temu, ale faktycznie pod rządami PiS przybrał na sile. Już wcześniej w wielu dziedzinach władze państwowe (czyli te centralne w odróżnieniu od samorządowych) zrzucały na gminy dodatkowe obowiązki, przy czym nie zawsze szły za tym odpowiednie środki finansowe. A tu kierunek winien być odwrotny. Podatki winny zostawać na poziomie gmin, powiatów i samorządu wojewódzkiego, a tylko ich nadwyżka winna trafiać do Warszawy, na potrzeby ogólnokrajowe.
Obecnie rządzący poszli jeszcze dalej. W mojej branży mamy tu dwa przykłady. Obowiązującą od początku tego roku nową ustawą "Prawo wodne" znacjonalizowano Zarządy Melioracji, które należały do samorządu, a ich cały majątek wraz pracownikami przekazano państwowemu przedsiębiorstwu "Wody Polskie". Jednocześnie taryfy za wodę i ścieki, której dostarczenie i odbieranie jest zadaniem własnym gmin, a które dotychczas zatwierdzały Rady Miast i Gmin, są dziś akceptowane przez urzędników w Warszawie.
To tylko jeden z aspektów upadku samorządności w Polsce. O innym czytamy codziennie w prasie. Na przykład dziś Premier Rządu RP przebywał w Ciechocinku i w Grudziądzu. Co tam robił? Zarządzał sprawami państwa? Rozliczał swoich ministrów z realizacji swoich obowiązków? Nie! Prezes Rady Ministrów dziś, jak i od kilku miesięcy, zajmuje się... kampanią wyborczą do samorządów.
Zastanawiam się więc, czy sprawy państwowe, jak nasza obronność czy polityka międzynarodowa są tak wspaniale ogarnięte przez władze państwa, że mają one czas zajmować się jeszcze sprawami lokalnymi? Jeśli faktycznie cierpią na brak zajęć, to może lepiej zwolnić połowę ministrów, wiceminstrów i sekretarzy stanu, a zaoszczędzone w ten sposób pieniądze zostawić właśnie samorządom?
Niestety, sprawy Polski zmierzają, w moim odczuciu, w złym kierunku. Im większa centralizacja władzy, tym kraj będzie coraz bardziej osiadał na mieliźnie. Z dwóch powodów: po pierwsze nie da się efektywnie zarządzać wszystkim z Warszawy, po drugie lokalnie sytuacja będzie prowadziła do coraz większego marazmu społeczeństwa.
Szkoda, że w 100 lecie niepodległości niszczymy Polskę.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz