Arcybiskupa Rysia nigdy w życiu nie spotkałem.
Jednak jest to człowiek, który nieźle namieszał w moim życiu niewielką książeczką:
Zawsze w swoim życiu byłem - jak mi się zdawało - blisko Boga: do kościoła chodziłem, angażowałem się, starałem się żyć przykazaniami. A tu bp Ryś pisze:
Pozostając w bliskości, nieraz znacznie trudniej nam odkryć, że jesteśmy ludźmi, którym miłosierdzie jest niezbędne.
Znaczy teoretycznie to ja wiedziałem, że jest niezbędne. Dość wcześnie odkryłem przesłanie s. Faustyny i cieszyłem się potwierdzeniem kultu Bożego Miłosierdzia przez Jana Pawła II.
Jednak słowa z książki mną wstrząsnęły:
Jesteśmy wrogami (Pana Boga - dopisek mój), nad których ranami On się pochyla. (...) Miłosierdzie jest bowiem miłością bez wzajemności, która realizuje się nie tam, gdzie trwa pokój, ale tam, gdzie toczy się wojna, nie między przyjaciółmi, ale pomiędzy śmiertelnymi wrogami. Chrystus nas kocha jako swoich wrogów. (...) Bóg nie ma żadnych złudzeń co do naszej kondycji i stosunku, jaki do Niego żywimy. Pomimo tego przychodzi pielęgnować rany swoich wrogów.
Całość biskupich rozważań sprawiła, że jestem adresatem również kolejnego fragmentu:
W człowieku może nastąpić taka przemiana, jakiej sam po sobie nie ma prawa (ani nawet wyobraźni!) się spodziewać.
I niech ta przemiana trwa.
Pozdrawiam
P.S. Nowemu Arcybiskupowi Łodzi życzę prowadzenia przez Miłosiernego Boga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz