Nie umiem czytać tych bredni, które dziś się pojawiają w związku z rocznicą pierwszych częściowo wolnych wyborów z roku 1989.
Tak, to oczywiste, że te wybory sprzed 27 lat nie były tak demokratyczne, jak dzisiejsze, przynajmniej w części do Sejmu. Ludzie kochani, ale własnie wtedy stało się coś, co spowodowało, że bez rozlewu krwi runął u nas komunizm.
Zamiast się z tego cieszyć i świętować, Pan Prezydent poleciał do Włoch i mówi:
"Po tych wyborach prezydentem Polski został generał Jaruzelski. Także z decyzji części dawnych elit solidarnościowych. Premierem był generał Kiszczak - najpierw był desygnowany na premiera, nie udało mu się stworzyć rządu, ale później był wicepremierem w kolejnym rządzie."
Tak, to prawda, ale nie to było najważniejsze. Najważniejsze było to, że pomimo braku możliwości do pełnej demokracji, właśnie w tym dniu 4 czerwca 1989 roku w totalitarnym PRL-u zrobiła się taka wyrwa, że komuniści już nie byli w stanie jej zasypać. Stało się to mimo, iż dalej graniczyliśmy z ZSRR, NRD i Czechosłowacką Republiką Socjalistyczną, należeliśmy do Układu Warszawskiego oraz do RWPG, a do suwerenności droga była jeszcze daleka, bo stacjonowały u nas sowieckie wojska.
Nie wiem co w tym dniu robił Andrzej Duda. Był jeszcze za młody, by mieć prawo wyborcze.
Ja, dzięki Bogu, mogłem wtedy pierwszy raz w życiu głosować za wolną i demokratyczną Polską.
I chcę ten dzień świętować dziś i do końca życia!
Plakat wyborczy z 1989 |
Władze Rzeczpospolitej Polskiej, które się tej rocznicy wstydzą, niech pamiętają, że są tam, gdzie są, właśnie dzięki tej rocznicy.
Nie sądziłem, że dożyję czasów, gdy postsolidarnościowe środowiska będą ten wielki dzień kwestionować. Coś takiego jest możliwe chyba tylko w Polsce.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz