"W Polsce w tej chwili nie ma wolności słowa. To co się dzieje, to jakaś anarchia słowa."
Zacytowałem te zdania z pamięci, więc może lekko coś przeinaczyłem, ale sens był taki. Muszę powiedzieć, że zgadzam się z tym twierdzeniem. Zresztą sprawa ta nie dotyczy jedynie Polski, a w znacznym stopniu całego świata zachodniej cywilizacji.
Pamiętam czasy komuny, gdy albo pewnych książek, czasopism, autorów nie można było w ogóle wydawać, albo w pewnym momencie całe akapity np. z Gościa Niedzielnego były wykreślane przez cenzurę.
Dziś, całe szczęście, coś takiego nie jest już możliwe.
Wolność słowa polega na tym, że - choćby tu na blogu - mogę podzielić się z Czytelnikami moimi myślami, opiniami, komentarzami. I mogę mieć odmienne zdanie niż władza, niż inni ludzie, a nawet niż tzw. poprawność polityczna. Mogę.
Problem dziś polega jednak na tym, że we współczesnym świecie, co zresztą niestety świetnie widać właśnie w internecie, ludzie często przestają z sobą gadać, a zaczynają się wzajemnie obrzucać wyzwiskami, obrażać. Jakoś już przyzwyczailiśmy się, że politycy, ale nie tylko oni, kłamią, oczerniają innych. Debaty publiczne stały się pyskówkami. O powszechnych dziś wulgaryzmach nawet nie wspomnę.
W skali globalnej doskonałym przykładem na anarchię słowa były ostatnie tragiczne wydarzenia z Charlie Hebdo. Oczywiście nic nie usprawiedliwia masakry. Jednak ja jeśli nawet szczerze współczuję ofiarom, to nie mogę o sobie powiedzieć "Je suis Charlie". Czy odpowiedzią współczesnej Europy na fanatyzm islamskich morderców jest dziś jedynie pusta, głupkowata ironia z czegoś, co dla innych może stanowić świętość? Czy za "wolnością, równością i braterstwem" nie stoi już żadna idea, a tylko ordynarny chichot? Czy wolność oznacza anarchię, równość, że wszystkich można zrównać z błotem, a braterstwo to wspólne staczanie się w dół?
Dziś już za swoje słowa prawie nikt nie bierze odpowiedzialności. Prawo do zachowania dobrego imienia i ochrony przed zniesławieniem niektórzy prawnicy wypaczyli do granic absurdu. Mało kto pamięta, że słowem można drugiego człowieka zrujnować. Nawet jeśli ktoś po latach wygra proces, to słowa sprostowania ukazują się na 21 stronie gazety, choć wcześniej kłamstwa widniały dużą czcionką na okładce.
Chciałbym, by mój blog był zawsze bliski idei wolności słowa, a jednocześnie jak najdalszy od anarchii słowa. Mam nadzieję, że dotąd tak było i dalej tak pozostanie. Możemy się spierać, ale miejmy dla siebie wzajemnie szacunek.
Pozdrawiam
P.S. Generalnie z wszystkich komentarzy do mojego bloga (tu poniżej, bądź na facebooku) się cieszę. Jeśli zdarza mi się bardzo rzadko jakiś usunąć, to właśnie wtedy, gdy przestaje być wymianą myśli, a staje się atakiem na drugiego człowieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz