Kilka dni temu usłyszałem w radiu informację, iż skoczek narciarski Anders Jacobsen stracił prawo jazdy, gdyż przekroczył na drodze w Norwegii dozwoloną prędkość o ... 14 km/h. Zamiast grzecznie jechać 50 km/h, miał na liczniku 64 km/h.
Norwegia! A jak jest w Polsce?
Na autostradzie A1, którą miałem przyjemność w tym tygodniu znowu pokonywać, jak już wspominałem zwężono 15 km odcinek do jednego pasa ruchu. Po jakimś czasie, przywrócono, choć nieco zawężone, dwa pasy KLIK. Bardzo się z tego powodu wtedy ucieszyłem, gdyż - moim zdaniem - nie było konieczności przerabiania autostrady na wąską drogę tylko po to, by poboczem, rozszerzonym do szerokości chyba kilkunastu metrów, mogły poruszać się ciężarówki budowy.
No i niby jest dobrze: dwa pasy ruchu z jednej strony, dwa pasy w przeciwnym kierunku za pasem zieleni.
Rozumiem, że w związku z lekkim zawężeniem jezdni nie można jeździć 140 km/h, ale tu ambitni drogowcy postawili znaki z ograniczeniem 60 km/h.
U nas na A4, gdzie podczas prac remontowych, po dwa pasy ruchu wtłoczono na tą samą stronę zieleńca, oddzielając je jedynie pachołkami, można jechać 80 km/h. A tu szeroka, bezpieczna droga, na której - moim zdaniem - ograniczenie szybkości do 110 lub 120 km/h byłoby zupełnie wystarczające, mamy:
Myślicie, że ktokolwiek przestrzega tego znaku?
Nie chcę bronić polskich kierowców, którzy notorycznie łamią przepisy.
Niestety, niebagatelny wkład w nieprzestrzeganie prawa w Polsce mają ci, którzy bzdurne prawo - nie tylko na drodze - stanowią.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz