Pełna poczekalnia. Oczywiście najwięcej ludzi do mojego lekarza.
Wcześniej rano, żeby się zarejestrować, musiałem podjechać już raz na miejsce. Telefonicznie się, jak zwykle, nie dało.
Pani z rejestracji kazała przyjść na 12:30. No to przyszedłem. Dostałem numerek 32. W środku jest osoba z nr 21. Mogłem spokojnie jeszcze godzinę przeleżeć w domu. Widać, proste rachunki: dodawanie, mnożenie, a potem jeszcze nałożenie tego na zegar, przerasta administrację przychodni. Tak, ja wiem, że jeden pacjent wymaga dłuższego, inny krótszego badania. Jednak po latach pracy w przychodni dałoby się wizyty lepiej prognozować. No tak, ale rachunek prawdopodobieństwa czy wyciąganie średniej arytmetycznej to już bardzo skomplikowane operacje.
Wiem, narzekam. Niestety w bieżącej sytuacji nie mam nastroju, by afirmować polską służbę zdrowia.
Tym bardziej, że są to sprawy zwykłe ludzkie. Żeby lepiej ustawić kolejkę do lekarza rodzinnego, nie trzeba kolejnej ustawy sejmowej, ani rozporządzenia ministra. Wystarczyłaby odrobina dobrej woli i wyobraźni.
No tak, tylko po co się starać? Jak ktoś chory, to i tak poczeka. W inne miejsce nie pójdzie, bo wszędzie problem jest ten sam. Tu mechanizmy rynkowe nie działają.
Kończę, co nie oznacza, że moja kolejka jakoś istotnie się przybliżyła.
Bądźcie zdrowi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz