Znalazłem dziś informację KLIK, w której dziennikarz ubolewa nad tym, iż Posłowie jeżdżą po świecie za nasze, podatników pieniądze. Niby oburzenie słuszne, bo średnio każda podróż kosztowała ponad 10 tys. zł, a było tych podróży aż 270.
Tak się zastanawiam: Posłów, jeśli dobrze pamiętam, jest 460. To oznacza, że połowa z nich nie była przez cały rok w żadnej zagranicznej podróży (przy założeniu, że kilku bardziej ruchliwych było gdzieś dwa razy).
Druga myśl jest taka: Z dziesiątek tysięcy złotych podatków, które rocznie płacimy, statystycznie każdy z nas wydał na te podróże mniej niż 10 gr. Czy warto się więc tym zajmować?
Tak warto! Tyle, że dziennikarz zamiast pokazywać, gdzie kto i za ile pojechał, powinien zapytać jaki był sens tych podróży.
Ja w zeszłym roku służbowo z firmy, gdzie pracuję też podróżowałem za kwotę około 10 tys. zł i to po kraju. To moja praca, którą dla firmy zarobiłem w tym czasie ponad 200 tys. zł.
Wiem, nie wszystko da się wprost przeliczyć na pieniądze. Ale tu dziennikarz powinien zapytać o profity dla Polski z wyjazdu do Singapuru, Dubrownika czy Pekinu. Chętnie wydam nawet złotówkę z moich podatków na podróże posłów, jeśli one przyczynią się do 20 krotnego zysku naszego Państwa.
I jeszcze jedno, gdy 3 lata temu byłem służbowo w Rzymie, skorzystałem z okazji i przedłużyłem sobie o weekend pobyt w Wiecznym Mieście. Oczywiście dodatkowe dwa noclegi opłaciłem sobie już z prywatnych pieniędzy.
Nad Tybrem - rok 2011 |
Mam nadzieję, że nasi Posłowie też potrafią oddzielać sprawy służbowe od prywatnych. I to powinien sprawdzić dziennikarz zajmujący się wyjazdami naszych polityków.
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz