Już kiedyś o nim wspominałem.
Niewiele wiem o moim dziadku.
Zmarł, gdy mój ojciec był małym dzieckiem –
nie mógł go pamiętać, miał raptem 2 latka, gdy go stracił. Babcia też
prawie nigdy o swoim mężu nie opowiadała. Miała do niego swego rodzaju
żal, że zostawił ją samą z dwójką małych dzieci w trudnych powojennych
latach.
Miał na imię Engelbert.
Urodził się w roku 1911. W tych czasach
Śląsk należał do Rzeszy Niemieckiej. Gdy miał raptem 3 latka
wybuchła I wojna światowa, a 7, gdy się kończyła. Potem jeszcze przez
nasze ziemie przetoczyła się fala powstań śląskich w roku 1919, 1920 i
1921. Gdy miał 11 lat, w roku 1922 część Śląska przyłączono do Polski
(która swą państwowość też dopiero co odzyskała). Tym sposobem moi
dziadkowie znaleźli się w Polsce, choć myślę, że Polakami czuli się
niezależnie od przynależności państwowej.
Tak myślę, gdyż jedną z
niewielu rzeczy, którą wiem o moim dziadku to fakt, że należał do
przedwojennego polskiego harcerstwa. Doszedł do stopnia harcmistrza. O
jego losach w czasie II wojny światowej nie wiem nic poza tym, że wtedy
począł się i urodził mój ojciec oraz jego siostra. Zmarł na zapalenie
płuc we wrześniu 1946 roku. Niektórzy twierdzili, że choć penicylina
była już wtedy w naszych szpitalach, to jemu jej nie podano, gdyż nie
należał do „towarzyszy”, ale czy to prawda, tego się już nigdy nie
dowiem.
Jakim był człowiekiem?
Czy pomimo zawirowań wojennych był szczęśliwy?
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz