W mojej rodzinie bycie rodzicami chrzestnymi nie miało jakiejś specjalnej rangi. Sam nigdy z moim śp. Potkiem, jak mówi się na Śląsku, nie byłem specjalnie związany. Matka Chrzestna też bardziej kojarzyła mi się z wróżką z bajki, niż z ciotką, która pełniła tę funkcję przy moim chrzcie.
Pamiętam 21 lat temu podczas uroczystości przedślubnych, gdy po błogosławieństwie rodziców dziękowaliśmy im za życie i wychowanie, moja (za chwilę) żona dziękowała też w sposób szczególny swoim rodzicom chrzestnym. Zastanowiło mnie to wtedy.
Gdy urodzili się nasi chłopcy, chrzestnych dla nich wybieraliśmy spośród ludzi nam najbliższych: siostra żony, kuzyni, przyjaciele. Cieszę się, że utrzymujemy i my, i nasi synowie z nimi ciągle bieżący kontakt.
Nasz Łukasz na własnym chrzcie - 1996 |
Od kilku lat sam również jestem ojcem chrzestnym. Byłem nieco zdziwiony, że ktoś o mnie pomyślał w tym kontekście. Szczególnie jeśli chodzi o syna mojego przyjaciela, z którym kolegujemy się od podstawówki. Bardzo jestem z tego dumny i szczęśliwy, bo to w sensie dosłownym zaproszenie do własnej rodziny.
Dumny chrzestny - 2005 |
Mój drugi chrześniak to syn kuzynki. Tu też się ucieszyłem, bo choć z kuzynką lepszy kontakt miał od dzieciństwa mój brat, który będąc księdzem, w zasadzie chrzestnym być nie może, to przy ich środkowym dziecku poprosili moją skromną osobę.
Czy dobrze spełniam swoje obowiązki bycia chrzestnym? Nie mnie to oceniać.
Staram się być raczej w cieniu rodziców. Absolutnie nie wtrącam się w ich wychowanie dzieci. Jestem jednak spokojny, bo wiem, że swoją wiarę przekazują kolejnemu pokoleniu. Spotykamy się od czasu do czasu, a i jakiś drobiazg "od Dzieciątka" czy "na zajączka" się znajdzie.
Przypomniało mi się o moich chrześniakach dziś w Niedzielę Chrztu Pańskiego. Za nich się modliłem podczas Mszy Św. Niech im Pan Bóg błogosławi!
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz