Zmierzły pacjent to oczywiście ja. :)
Dwa dni mnie męczyło coraz bardziej, więc w końcu w trzecim, za usilną namową małżonki, wybrałem się do lekarza.
U nas w przychodni można się zarejestrować osobiście od godz. 8.00 lub telefonicznie od 9.00. Ponieważ, jak sądziłem, lekarz i tak nie przyjmie mnie z samego rana, wystarczy jeśli zadzwonię.
Pomiędzy godziną 8.59 a 9.16 wybrałem 10 razy numer do przychodni - bezskutecznie. Co było robić? Musiałem zwlec się z łóżka i pojechać na miejsce. Od Pani w rejestracji dowiedziałem się, że mój doktor ma już dziś komplet pacjentów.
- A inny lekarz? - zagadnąłem.
- Inni też już dziś nie przyjmują. Może Pan po 16.00 zarejestrować się na jutro. - usłyszałem.
- Ale ja potrzebuję dzisiaj! I co ja mam teraz zrobić? - zapytałem zrezygnowany.
- To niech Pan idzie do pokoju 40, gdzie przyjmuje doktor i zapyta go, czy Pana jeszcze przyjmie.
Tak też zrobiłem. Ku oburzeniu pacjentów z kolejki, gdy wyszła z gabinetu osoba, zajrzałem do środka z pytaniem:
- Dzień dobry Panie Doktorze, Czy mogę na dole powiedzieć, że mnie Pan jeszcze dziś przyjmie?
- No, ok.
Zszedłem znów na parter i przekazałem zdanie lekarza, a Rejestratorka zapisała mnie na 13.00.
Wróciłem do łóżka, a punkt o pierwszej po południu byłem z powrotem w przychodni. Całe szczęście teraz wszystko zadziałało sprawnie i nie musiałem długo czekać.
Lekarz mnie zbadał, zapisał medykamenty i kazał leżeć. Wychodząc, życzyłem mu zdrowych świąt, a on świetnie zaakcentował: "Bożych świąt, Bożych."
W aptece wykupując receptę, zauważyłem, że wszystkie lekarstwa, włącznie z antybiotykiem były odpłatne w 100%. To bardzo dobrze, myślę sobie. Pewnie za chwilę zlikwidują ubezpieczenie zdrowotne. :)
Zdrowia życzę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz