Strony

niedziela, 1 lipca 2012

Religia cierpiętników czy odwaga wiary

Jak to jest z naszym chrześcijaństwem, katolicyzmem?

Ciężkie życie. Musimy znosić różne nakazy, zakazy, przykazania Boże i kościelne. Ciągle czekamy na kolejne próby. Lepiej być biednym niż bogatym, bo przecież "Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego" Mt 19,24. Wszystkim wokoło powinniśmy pomagać. Cierpienia trzeba znosić bez szemrania. I jeśli całe życie przeżyjemy, jak należy, po śmierci dostaniemy się do nieba.

Jeśli faktycznie mamy taki obraz naszego życia wiarą, to możemy sobie tylko wzajemnie współczuć. To jest jakaś religia cierpiętników.

Dziś w czytaniach mszalnych mogliśmy usłyszeć następujące słowa:

"Bóg nie uczynił śmierci i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył bowiem wszystko po to, aby było, i byty tego świata niosą zdrowie (...) Dla nieśmiertelności bowiem Bóg stworzył człowieka, uczynił go obrazem swej własnej wieczności."

Powyższe słowa ze Starego Testamentu tchną niesamowitym optymizmem. Księga Mądrości wskazuje na pierwotny zamysł Boga, który stworzył świat doskonały i człowiek tylko w takiej doskonałości potrafi na prawdę się odnaleźć: uczynił go obrazem swej własnej wieczności - pięknie!

Spójrzmy jeszcze, jak pragmatycznie w drugim czytaniu podchodzi do wzajemnego życia chrześcijan św. Paweł, gdy mówi:

"Nie o to bowiem idzie, żeby innym sprawić ulgę, a sobie utrapienie, lecz żeby była równość."

Jeśli jestem katolikiem, który niby innym pomaga, znosi cierpienia, ale ciągle narzeka, jak to mi źle, ile to ja ponoszę wyrzeczeń, jaki to jestem biedny, to może powinienem dać sobie spokój. Nasza religia nie polega na tym, by "sobie sprawiać utrapienie".

Jasne, że w życiu dzieją się różne trudne sprawy. Takie obrazy pokazuje też dzisiejsza Ewangelia: ktoś choruje, jak kobieta cierpiąca na krwotok, Jairowi umiera dziecko. I dziś dzieje się wiele niesprawiedliwości, trudności, problemów, które czasem nas przerastają i nas przerażają. Nie każdy z nas ma szczęście dotknąć szat Jezusa, by być uzdrowionym. Nasi krewni i znajomi, a czasem nawet dzieci umierają bez cudownego wskrzeszenia. 

Jak sobie z tym radzić?

Nie wiem. 

Mam jednak nadzieję, że moje chrześcijaństwo polega między innymi na tym, by codziennie wsłuchiwać się w słowa Jezusa, który mówi również do mnie:

„Nie bój się, tylko wierz.”

 Daj mi Panie tej wiary i odwagi życia z Tobą.

Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz