Strony

niedziela, 29 lipca 2012

Kasa Jezusa

W dzisiejszej Ewangelii na zapytanie Jezusa zatroskanego o tłumy, jak je nakarmić, pada takie zdanie:

Odpowiedział Mu Filip: „Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać”.

Nie wiem, ile to było w tamtych czasach 200 denarów. Wnioskuję z kontekstu, że kwota taka była wystarczająca, by przez jakiś czas utrzymać kilkunastu apostołów. Było jednak dla Filipa oczywiste, że jest to zbyt mało, by zaprosić choćby na jednorazowy, nawet skromny posiłek, tłumy ludzi, które przyszły słuchać Jezusa.

Z czego żyli Jezus i Jego uczniowie? Wprost nie jest to w Ewangelii napisane, ale znowu z kontekstu, z innych wypowiedzi apostołów wynika, że żyli z własnej pracy. Część z nich była na przykład rybakami i jak dowiadujemy się z Pisma Św. często wypływali na połów. Pewnie ryby sprzedawali i stąd mieli pieniądze. Opiekun Jezusa - św. Józef, jak mówi tradycja, był stolarzem. Jest właściwie pewne, że Jezus nie tylko mu pomagał w czasach młodzieńczych, ale w sensie Jego człowieczeństwa, sam też odziedziczył ten zawód. W tamtych czasach byłoby to niewyobrażalne, by 30 letni facet był na utrzymaniu swojej mamusi.

Pewnie, że Ewangelia nie mówi o sprawach zawodowo-finansowych. Nie to jest jej przesłaniem. Ważniejsze są sprawy duchowe. Z drugiej strony, by sprawy duchowe mogły w ogóle zaistnieć, tak przyziemna kwestia, jak własne utrzymanie, też nie była Jezusowi i apostołom obojętna. Nie byli majętnymi ludźmi, ale nie byli też żebrakami. Mieli na codzień co jeść. Chodzili normalnie ubrani - suknia Jezusa musiała przedstawiać jakąś wartość, skoro żołnierze rzymscy podczas krzyżowania, rzucali o nią losy.

Po co o tym piszę? Bo dziś wydaje się, że sprawy materialne zdecydowanie zdominowały nasze życie. Ciągle biegamy za zarobkiem, za pieniędzmi, za karierą. Często dajemy się wkręcić w powszechny konsumpcjonizm.

Wiem po sobie. Nie jestem może przesadnie skłonny do materialistycznego podchodzenia do życia. Czasem jednak się martwię, co by się stało gdybym stracił pracę lub zachorował. A tu mamy dom i samochód do spłacenia. Codzienne wydatki też pochłaniają sporo gotówki. Poprzez 20 lat dorosłego, samodzielnego życia, nigdy nie mieliśmy oszczędności, które pozwoliłyby nam się w jakiś sposób zabezpieczyć na przyszłość.

Z drugiej strony czasem bywa też pokusa, by sprawami materialnymi w ogóle sobie gowy nie zawracać. Tylko, że to może być po prostu lenistwo, albo brak odpowiedzialności.

Mam rodzinę - muszę zabezpieczyć jej normalne życie. Nie chodzi o to, żeby dorastającym synom kupić za chwilę super auto, ale chciałbym na przykład móc pozwolić sobie, na ich solidne wykształcenie.

Modlę się codziennie: Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i nigdy, dzięki Bogu, głodny nie chodziłem, nawet gdy było biedniej i na tym chlebie nie było szynki.

Jeśli zaś Pan Bóg w Swej hojności pozwala nam nie tylko jeść chleb, ale nawet jechać na wczasy na Chorwację, to mogę Mu tylko podziękować. I dodatkowo ze swej strony starać się pracować rzetelnie, by zarobić na siebie i swoją rodzinę, pamiętając, że wszystko co posiadam, mam z Jego ręki:

Oczy wszystkich zwracają się ku Tobie,
a Ty karmisz ich we właściwym czasie.
Ty otwierasz swą rękę
i karmisz do syta wszystko, co żyje.


Pozdrawiam



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz