Strony

sobota, 7 lipca 2012

Dojazd na wakacje

Ile to się trzeba namęczyć, żeby odpocząć.

W każdym bądź razie dojechaliśmy wczoraj szczęśliwie na nasze tegoroczne wczasy.

Wyruszyliśmy kilka minut po 3.00 nad ranem. Mimo, że w nocy z racji upałów i pewnie lekkiego reisen fieber nie spaliśmy z żoną zbyt dobrze, w dłuższe trasy lubię startować przed świtem. Gdy dzień się zaczyna, trochę drogi jest już za nami, a i na miejsce nie przyjeżdża się zbyt późno.

Koło 6.00 byliśmy pod Brnem, minąwszy z północy na południe całe Morawy. Trochę gęściej zrobiło się na autostradzie pod Wiedniem - pewnie ludzie spieszyli się do pracy. Kilka minut po 10.00 wjechaliśmy do Słowenii. W zeszłym roku spędziliśmy tu kilka godzin stojąc w korku. Wczoraj mimo, iż dalszego odcinka autostrady nie dobudowali (i nawet nie widać jakichkolwiek prac), do granicy chorwackiej dojechaliśmy bardzo płynnie. Dobrze, że udało nam się znaleźć nocleg od piątku, a nie w weekend.

Koło 11.00 wjechaliśmy do kraju, który w TV (np. na Eurosporcie) jest reklamowany sloganem: Croatia - small country for great holiday. Oczywiście żeby z granicy słoweńskiej dostać się na wybrzeże Adriatyku trzeba jeszcze spędzić w samochodzie kilka godzin.
Zanim zjechaliśmy z autostrady, zrobiliśmy jeszcze krótki odpoczynek. Zadzwoniłem wtedy do biura, gdzie rezerwowaliśmy nocleg, by zapytać, czy da się do nich podjechać autem. Tak jak podejrzewałem, megankę będziemy musieli zostawić na parkingu i podejść, by się zameldować i po dalsze instrukcje, pieszo.

Po zjeździe z autostrady zaczęły się drogi momentami bardzo wąskie, kręte i z dużymi spadami lub podjazdami. Na niektórych skrzyżowaniach trudno mi było rozpoznać, gdzie prowadzi nasza droga, a gdzie wjadę komuś w jego prywatny plac. Na dodatek w kluczowym miejscu kierunek, który pokazywał nam gps był zamknięty - droga w budowie. Pomimo objazdu, w końcu trafiliśmy na piękny, duży most prowadzący na wyspę Krk.

Tu znowu wąskimi i krętymi drogami kolejne kilkadziesiąt kilometrów przemierzaliśmy aż do Vrbnika - celu naszej podróży.
Gdy wjeżdżaliśmy w miasteczko, pokazując rodzińce palcem domek, zakrzyknąłem, że jak się nie mylę, to w tym miejscu będziemy mieszkać. Była 14.25.

Najpierw jednak zostawiliśmy auto na parkingu i poszliśmy poszukać naszą agencję turystyczną, co nie okazało się trudne.
Za to bardzo trudne było zaparkowanie naszego samochodu pod naszym wakacyjnym domkiem. Trzeba było tyłem, z jednokierunkowej drogi, pomiędzy murkami zmieścić się na dość stromej pochylni - uffffffff.

Nasz wakacyjny domek w Vrbniku



Dojechaliśmy szczęśliwie i Bogu dzięki.

Pozdrawiam z Chorwacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz