czwartek, 30 stycznia 2014

21 lat we dwoje

Skończyły się okrągłe rocznice: Pełnoleniość naszego małżeństwa - za nami. 20 rocznica - minęła.

Dziś obchodzimy 21 lat współnego życia.

Nasz ślub 30.01.1993

Rankiem po obudzeniu:
- Dziękuję Ci za to, że tak długo ze mną wytrzymałaś.
- Wiesz, nie jest z tobą tak najgorzej.

Chyba mnie ciągle kocha, nieprawdaż?  

 :)

Pozdrawiam

wtorek, 28 stycznia 2014

Refleksje przed kanonizacją

Ponieważ wczoraj trochę marudziłem, że niewiele się dzieje w ramach przygotowań do kanonizacji Jana Pawła II, postanowiłem sam, na tyle na ile potrafię, zabrać się do jakiejś roboty - głównie umysłowej, ale mam nadzieję też duchowej.

Baner na Placu św. Piotra - maj 2011


Właśnie otworzyłem nową odsłonę bloga:



Zapraszam

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Przed kanonizacją

Mam déjà vu.

3 lata temu na moim jeszcze starym blogu pisałem, że nic się nie dzieje przed beatyfikacją Jana Pawła II. Dziś, przed kanonizacją właściwie mógłbym tamten tekst powtórzyć.


Za chwilę "Sanctus"

Dokładnie za 3 miesiące będziemy świętować, cieszyć się, śpiewać "Te Deum". 
I co? I nic!

Owszem, na stronie Episkopatu Polski jest stosowny baner odsyłający na dość ubogi profil, jeśli się nie mylę, tygodnika "Niedziela". Poza tym słyszałem, że kard. Dziwisz w tych dniach publikuje zapiski Papieża i chyba odpalił zegar odliczający godziny do kanonizacji.

Na stronie Gościa Niedzielnego - cisza. Na e-kai - cisza.

W mojej Archidiecezji Katowickiej - cisza. W mojej parafii - cisza.


Nie chcę tu nikogo krytykować. Jest mi po prostu smutno, że za chwilę wszyscy prześpimy to wielkie wydarzenie.

Kiedyś się często mówiło, że Polacy Papieża kochają, ale go nie słuchają.

Przecież to jest doskonała i właściwie ostatnia okazja, by jeszcze raz spróbować przyjrzeć się jego postawie, wsłuchać się w jego homilie, wczytać się w jego słowa, nauczyć się jego świętości.

Może nie jest jeszcze za późno?

Pozdrawiam

P.S. Żeby nie było, że tylko narzekam: KLIK 

niedziela, 26 stycznia 2014

Radio Maryja czy Tygodnik Powszechny?

Tak żeśmy się już chyba wszyscy do tego przyzwyczaili. 

Jedni słuchają Radia Maryja i wierzą święcie, że "Katolicki Głos w Twoim domu" jest najważniejszą rzeczą, jaka zdarzyła się w polskim Kościele w ostatnim dwudziestopięcioleciu.


Z drugiej strony są osoby, które z ciekawością przeczytają kolejny numer Tygodnika Powszechnego.


Ci pierwsi wskazują, iż Jan Paweł II - nasz papież zawsze błogosławił Radiu Maryja i wielokrotnie głośno dziękował Bogu za to dzieło. Dla nich jest oczywiste, że również dzisiaj toruńska rozgłośnia w całej rozciągłości realizuje zadania, o których dwa dni temu mówił papież Franciszek z okazji wspomnienia św. Franciszka Salezego, patrona dziennikarzy.

Z kolei redaktorzy krakowskiego pisma mogą twierdzić, że wywodzą się z tego samego środowiska co Wojtyła, który przecież nawet, gdy został papieżem, wiele osób z Tygodnika i z nim współpracujących darzył przyjaźnią. Obecny Ojciec Święty niemal codziennie wskazuje, by Kościół był otwarty, by wychodził do ludzi i na peryferia świata, dokładnie tak, jak wymarzyli sobie ludzie z tej strony sporu.


Patrzę od lat na powyższe podziały: te i jeszcze inne i wsłuchuję się w dzisiejsze mszalne czytania, gdy św. Paweł napomina w liście do Koryntian:

Myślę o tym, co każdy z was mówi: „Ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa”.
Czyż Chrystus jest podzielony? Czyż Paweł został za was ukrzyżowany? Czyż w imię Pawła zostaliście ochrzczeni?


Jakby to dzisiaj brzmiało? Ja jestem od o. Rydzyka, a ja od ks. Bonieckiego. Ja lubię bp Pieronka, a ja bp Meringa.

Pamiętajmy, że wszyscy jesteśmy Chrystusa, który nas powołał, jak Szymona Piotra i jego brata Andrzeja, jak Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana.

Jeśli to się nam w sercu wyryje, powyższe spory przestaną mieć znaczenie.

Pozdrawiam

sobota, 25 stycznia 2014

Brat Karol, Siostra Wanda

Po spotkaniu z Panią Wandą Półtawską, o którym pisałem tu, tu i tu, dostałem w prezencie książkę Pani Aleksandry Klich:


Nawet nie wiedziałem, że ma taką okładkę, bo przeczytałem wersję na Kindla. :)

Ciekawa to opowieść (czy można ją nazwać opowieścią?) o przyjaźni Pani Półtawskiej z Papieżem. Autorka próbowała prześledzić losy dwójki bohaterów od czasów, gdy się poznali, do śmierci Jana Pawła II, przy której Pani Wanda była obecna.

Mam jednak po zakończeniu lektury pewien niedosyt. Niemal do ostatniej strony byłem przekonany, że Pani Aleksandra Klich jest osobą spoza Kościoła. W wielu miejscach analizuje zachowanie bohaterów swojej książki, a także to, co dzieje się w Kościele, jego prawdy wiary i nauczanie w sferze moralności tak, jakby było jej obce, a co najmniej dziwne. Nawet zaciekawił mnie jej punkt widzenia. Dopiero pod koniec, w przytoczonym wywiadzie, zadaje pytanie, czy "ja jako katoliczka ...". Oczywiście nie mnie oceniać, a tym bardziej nie po napisanej książce, sposób wiary autorki. Tak czy inaczej dziękuję jej za tę pozycję - książka daje do myślenia, a na pewno poszerza horyzonty.

Przekonuję się jednak, że patrzenie na życie również oczyma wiary, daje człowiekowi dużo lepszy ogląd sytuacji, dodaje jakby nowy, pełniejszy wymiar.

W każdym razie, przeczytałem - i dobrze.

Teraz to już pewnie trzeba zatrzymać się nad "Beskidzkimi rekolekcjami". Ma ktoś pożyczyć?

Pozdrawiam

U fryzjera

Nareszcie przyszła zima. Na dworze minus 14 st. C i na dodatek pada śnieg - co dziwne, przy takim mrozie.

Myślę sobie, że to dobra pora, by pójść do fryzjera. W końcu idzie wiosna, to co będę z długimi włosami chodził. :) 


Byłem przekonany, że przy takiej pogodzie będzie pusto, a jednak musiałem chwilę poczekać, bo przede mną już fryzjerowało się dwóch klientów. Choć od czasów słusznie minionych mam awersję do kolejek, tu przynajmniej się nie stoi, a siedzi.

Po kilku minutach do zakładu wszedł starszy pan o kulach. Powiedział uprzejmie "dzień dobry", podszedł do wieszaka, odstawił kule, zdjął czapkę i kurtkę i odwrócił się w stronę krzeseł, gdzie siedziałem. To było raptem dwa, trzy kroki, ale widać było, że bez kul będzie mu ciężko. Podałem mu więc rękę i przytrzymałem, by wygodnie sobie usiadł. Szczerze się do mnie uśmiechnął, a ja do niego. Czekając, aż fryzjerka zakrzyknie: "Następny do golenia!", chwilę pogadaliśmy. 

Ma 86 lat i narzekał na endoprotezę w lewej nodze. Mówił, że cztery razy już ją poprawiali, ale ciągle coś nie działa tak, jak powinno. Powinnien pójść znów na operację, ale nie wie, czy takiego, jak się wyraził, starego człowieka będą chcieli jeszcze kroić. "Starość - nie radość" - podsumował swoją wypowiedź.

Mimo, że trochę się żalił, jego twarz była łagodna, pogodna i uśmiechnięta.

Niektórzy ludzie potrafią się pięknie starzeć. Niech mu Bóg błogosławi!

Pozdrawiam

czwartek, 23 stycznia 2014

Głos z Górnego Śląska

Warto przeczytać opublikowany w dniu dzisiejszym dokument sygnowany przez Radę Społeczną przy Arcybiskupie Metropolicie Katowickim:



Ciekawy to tekst traktujący o mojej Małej Ojczyźnie w sposób, który dziś dość rzadko brzmi w nawałnicy pustosłowia współczesnych polityków, dziennikarzy i innych celebrytów.

Pozdrawiam

P.S. Rozumiem, że zapis o przekazaniu dokumentu Prezydentowi RP w grudniu 2012 jest błędem i chodziło o rok 2013.

środa, 22 stycznia 2014

Dziadek Engelbert

Już kiedyś o nim wspominałem.

Niewiele wiem o moim dziadku. 

Zmarł, gdy mój ojciec był małym dzieckiem – nie mógł go pamiętać, miał raptem 2 latka, gdy go stracił. Babcia też prawie nigdy o swoim mężu nie opowiadała. Miała do niego swego rodzaju żal, że zostawił ją samą z dwójką małych dzieci w trudnych powojennych latach.

Miał na imię Engelbert.


Urodził się w roku 1911. W tych czasach Śląsk należał do Rzeszy Niemieckiej. Gdy miał raptem 3 latka wybuchła I wojna światowa, a 7, gdy się kończyła. Potem jeszcze przez nasze ziemie przetoczyła się fala powstań śląskich w roku 1919, 1920 i 1921. Gdy miał 11 lat, w roku 1922 część Śląska przyłączono do Polski (która swą państwowość też dopiero co odzyskała). Tym sposobem moi dziadkowie znaleźli się w Polsce, choć myślę, że Polakami czuli się niezależnie od przynależności państwowej.

Tak myślę, gdyż jedną z niewielu rzeczy, którą wiem o moim dziadku to fakt, że należał do przedwojennego polskiego harcerstwa. Doszedł do stopnia harcmistrza. O jego losach w czasie II wojny światowej nie wiem nic poza tym, że wtedy począł się i urodził mój ojciec oraz jego siostra. Zmarł na zapalenie płuc we wrześniu 1946 roku. Niektórzy twierdzili, że choć penicylina była już wtedy w naszych szpitalach, to jemu jej nie podano, gdyż nie należał do „towarzyszy”, ale czy to prawda, tego się już nigdy nie dowiem.
Jakim był człowiekiem? 

Czy pomimo zawirowań wojennych był szczęśliwy?

Pozdrawiam

wtorek, 21 stycznia 2014

Mój telefon

Może czasem trzeba napisać o rzeczach bardzo przyziemnych.

Ponad dwa lata temu kupiłem sobie świetny telefon.


To mój pierwszy model w wersji dotykowej - bardzo szybko się do tego przyzwyczaiłem.

Używam go bardzo intensywnie, jak to dziś bywa, nie tylko do dzwonienia. Robię w nim notatki. Używam kalendarza i budzika. Odbieram e-maile. Serfuję po sieci. Nawigacja pozwala mi trafiać samochodem pod wskazane adresy. Czytam w nim Pismo Św. i inne książki. Czasem to on czyta dla mnie audiobooki. Słucham muzyki. Przeglądam zdjęcia. (Fotografuję nim bardzo rzadko, bo jakość mi nie odpowiada).

Po dwóch latach nieco się zużył. Obudowa jest pęknięta, więc dokupiłem dodatkowy futerał. Przednia szybka, choć jest trochę porysowana i tak trzyma się dzielnie.

Niestety telefon, który ma parametry przewyższające o lata świetlne mój pierwszy komputer Atari 800XL, w ostatnich miesiącach znacznie zwolnił, często się zawiesza, czasem sam z siebie się wyłączy lub przeładuje. Zaczynam dochodzić do wniosku, że urządzenie żyje swoim życiem :)
Bywa to szczególnie irytujące, gdy trzeba, a nie można odebrać połączenia - bo i tak się zdarza. Czasem człowiek się spieszy, a telefon opóźnia każdą zadaną mu czynność - brrrrr.

Aż się prosi, by wysłać go już na  zasłużona emeryturę. 

Chwilowo (mam nadzieję) niestety na nowszy model mnie nie stać. Wymyśliłem więc, że telefon zresetuję na twardo - tzn. przywrócę ustawienia fabryczne i zacznę go używać jakby od początku.

Sam jestem ciekaw, co z tego wyniknie.

Pozdrawiam

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Prawda - kij do bicia

Tak się czasem zdarza, że ludzie powtarzają cytaty z Biblii, powołują się na słowa Pana Jezusa, a czytając ich wypowiedzi, mam nieodparte wrażenie, że jakoś w obcym duchu kluczy ich sposób rozumowania.

Jednym z takich haseł - wytrychów jest słowo "Prawda". 

Wszyscy się zgadzamy, że życie w kłamstwie jest przeciwne człowieczeństwu. Kto, jak kto, ale chrześcijanin, katolik winien żyć w prawdzie. Powinien prawdę kochać, do niej dążyć i z nią się zawsze utożsamiać. Przecież Chrystus sam o Sobie mówi: "Ja jestem drogą i prawdą, i życiem." J 14,6

Pięknie! Czasem jednak powołując się na konieczność "głoszenia" prawdy, potrafimy - może i zgodnie z prawdą - kogoś obrazić, komuś ubliżyć, sponiewierać. Ze sztandarem w dłoniach, na którym widnieje hasło: "Prawda was wyzwoli" atakujemy bez pardonu naszych adwersarzy.

O tej wyzwalającej prawdzie to faktycznie słowa z Ewangeli wg św. Jana. Może jednak warto przytoczyć całe zdanie:

Wtedy powiedział Jezus do Żydów, którzy Mu uwierzyli: «Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli».

Myślę, że tu kluczowe jest trwanie w Jego nauce, bycie Jego uczniem. Tu nie ma nigdzie wezwania do odzierania wszystkich wokół z ich fałszów i kłamstw.

Trwanie w Jego nauce to również przestrzeganie Bożych Przykazań, włącznie z VIII, by nie mówić fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu. Mnie uczono w tym kontekście, że nie tylko nie należy kłamać. W tym przykazaniu zawiera się oczernianie innych (czyli mówienie o innych źle, posługując się kłamstwem) ale również obmowa (czyli mówienie o innych źle, choć zgodnie z prawdą).

Bycie Jego uczniem to również życie Przykazaniem Miłości do Boga i do każdego człowieka. Nie można więc posługiwać się prawdą w sposób wyrządzający innym krzywdę.

Jest pewna subtelna różnica: Jezus mówi do nas "poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli." Nie mówi walczcie za prawdę, a będziecie wyzwoleni. Nie mówi też, że mamy wyzwalać prawdą innych, waląc nią komuś niemiłosiernie prosto w twarz, czasem nawet by słowem - zabić.



Pozdrawiam

niedziela, 19 stycznia 2014

Dorosły syn

Tak, trzeba się z tym zmierzyć:

Mamy dorosłego syna!


Wczoraj świętowaliśmy w gronie rodziny i przyjaciół.

Dziś modliliśmy się za Łukasza podczas Mszy Świętej - dziękujemy wszystkim, którzy w tej Eucharystii uczestniczyli.

Życząc Łukaszowi - przepraszam, Panu Łukaszowi, mogę powtórzyć za św. Pawłem z dzisiejszych czytań:

Niech Ci w dorosłym życiu zawsze towarzyszy "Łaska i pokój od Boga Ojca naszego i od Pana Jezusa Chrystusa".
 

Pozdrawiam


środa, 15 stycznia 2014

Jean Michel Jarre w Gdańsku

Puściłem sobie wczoraj płytę DVD:


Byłem w Gdańsku w 2005 roku na tym koncercie.

Nawet udało mi sie załapać przed koncertem na zdjęcie, które robił jakiś profesjonalny fotograf całemu zgromadzonemu tłumowi podobno nawet 100 tys. ludzi.

Szukajcie mnie w prawym górnym rogu :)

To był niepowtarzalny wieczór. Muzyka, którą słuchałem już wcześniej, jeszcze w początkach lat '80. Do tego niesamowita sceneria stoczni z żurawiami w tle. Na elewacji hal przemysłowych odbywał się spektakl obrazów. Nad nami w części utworów pojawiały się wspaniałe firework'i. A wszystko to komponowało się w całość, stwarzając niesamowite widowisko.
Nie bez znaczenia, przynajmniej dla mnie, było też tło historyczne - 25 lat powstania Solidarności: Lech Wałęsa na scenie, ale też hołd oddany Janowi Pawłowi II.

Pamiętam taki moment, gdy w którymś z utworów nagle niebo rozbłysło milionem złotych gwiazdek ze sztucznych ogni i wtedy, miałem wrażenie, że cały tłum tysięcy osób w tej samej chwili zrobił jednocześnie "WOW!"

Cieszę się, że tam wtedy byłem. Bilet mam do dzisiaj:


Pozdrawiam

wtorek, 14 stycznia 2014

Młody ojciec

Mam pewien problem.

Za kilka dni nasz Łukasz kończy 18 lat!

18 lat? To niemożliwe.

Przecież pamiętam jak nie tak dawno się urodził. W szpitalu miał numerek łóżeczka 15.


No dobra, byłem wtedy ciut młodszy. Miałem trochę mniej siwych włosów. Nie nosiłem jeszcze brody.

Jestem jednak pewny, że to było jakieś 5, góra 6 lat temu. Jak to możliwe, że w tym samym czasie co ja przeżyłem kolejne, no powiedzmy nawet 8 lat swojego życia, nasz Łukasz przeżył 18 lat swojego. Trochę się o niego martwię - tak szybko mu te lata ubywają.

Pozdrawiam

P.S. Jakby ktoś mógł i chciał, to w najbliższą niedzielę w kościele Bożego Narodzenia w Halembie o 9.30 będziemy się z Łukaszem i za Łukasza modlić podczas Mszy Św.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

:)

Nie mam dziś nic ciekawego do powiedzenia (poniedziałki bywają trudne, a narzekać nie chcę), ale podzielę się z Wami uśmiechem kubkowym:


Albo pochwalę się jeszcze moim kubkiem - nieco sfatygowanym, ale warto przeczytać tekst w środku. Oczywiście dostałem go kiedyś od synów i jest jednym z moich ulubionych.

Klikając na zdjęcie można je powiększyć


Pozdrawiam

niedziela, 12 stycznia 2014

Chrzestny

W mojej rodzinie bycie rodzicami chrzestnymi nie miało jakiejś specjalnej rangi. Sam nigdy z moim śp. Potkiem, jak mówi się na Śląsku, nie byłem specjalnie związany. Matka Chrzestna też bardziej kojarzyła mi się z wróżką z bajki, niż z ciotką, która pełniła tę funkcję przy moim chrzcie.

Pamiętam 21 lat temu podczas uroczystości przedślubnych, gdy po błogosławieństwie rodziców dziękowaliśmy im za życie i wychowanie, moja (za chwilę) żona dziękowała też w sposób szczególny swoim rodzicom chrzestnym. Zastanowiło mnie to wtedy.

Gdy urodzili się nasi chłopcy, chrzestnych dla nich wybieraliśmy spośród ludzi nam najbliższych: siostra żony, kuzyni, przyjaciele. Cieszę się, że utrzymujemy i my, i nasi synowie z nimi ciągle bieżący kontakt.

Nasz Łukasz na własnym chrzcie - 1996

Od kilku lat sam również jestem ojcem chrzestnym. Byłem nieco zdziwiony, że ktoś o mnie pomyślał w tym kontekście. Szczególnie jeśli chodzi o syna mojego przyjaciela, z którym kolegujemy się od podstawówki. Bardzo jestem z tego dumny i szczęśliwy, bo to w sensie dosłownym zaproszenie do własnej rodziny.

Dumny chrzestny - 2005

Mój drugi chrześniak to syn kuzynki. Tu też się ucieszyłem, bo choć z kuzynką lepszy kontakt miał od dzieciństwa mój brat, który będąc księdzem, w zasadzie chrzestnym być nie może, to przy ich środkowym dziecku poprosili moją skromną osobę.

Czy dobrze spełniam swoje obowiązki bycia chrzestnym? Nie mnie to oceniać.

Staram się być raczej w cieniu rodziców. Absolutnie nie wtrącam się w ich wychowanie dzieci. Jestem jednak spokojny, bo wiem, że swoją wiarę przekazują kolejnemu pokoleniu. Spotykamy się od czasu do czasu, a i jakiś drobiazg "od Dzieciątka" czy "na zajączka" się znajdzie. 

Przypomniało mi się o moich chrześniakach dziś w Niedzielę Chrztu Pańskiego. Za nich się modliłem podczas Mszy Św. Niech im Pan Bóg błogosławi!

Pozdrawiam

sobota, 11 stycznia 2014

Byłem w SPA

"Rzeczywiście, miałem te urodziny. Dostałem taką kopertę." Ja wiem od kogo. (...) "Karnet w SPA" 



"Nigdy w życiu w SPA nie byłem i na stare lata nie będę z siebie idioty robił."

"Idę. Nie zabiją mnie tam przecież."

Panie Grabowski, dziękuję bardzo za ostrzeżenie, że nie poszedłem wcześniej na przeciw na piwo (mimo stresu).



Byłem wczoraj wieczorem na masażu - ale się wyluzowałem. 

No i nie musiałem ubierać tych stringów :)

Było świetnie.

Pozdrawiam

czwartek, 9 stycznia 2014

Dialog małżeński

Tak mi się zebrało w końcówce 21. roku małżeństwa i zagadnąłem żonę:
- Jakim to ja jestem mężem?
- No, idealny to ty nie jesteś - odpowiedziała.
- Hmmm ... - zacytowałem znajomego.
- Jakbyś był idealny, to nie chciałabym iść do nieba.

Tośmy sobie pogadali :)

Moja nieco sfatygowana obrączka ślubna


Pozdrawiam



środa, 8 stycznia 2014

Węglowe dylematy

Przeczytałem wczoraj KLIK, że Niemcy wyprodukowali właśnie z węgla rekordową ilość energii elektrycznej. Poprzednim razem takie osiągi nasz zachodni sąsiad miał prawie ćwierć wieku temu, gdy jeszcze działały poNRDdowskie elektrownie.

Ktoś zdziwiony? Przecież to było oczywiste w momencie, gdy Pani Kanclerz ogłosiła zamykanie elektrowni atomowych. W końcu ile rzeczywistego prądu można wyprodukować z wiatraczków i innych bateryjek na słońce.

KWK Halemba

Jak to więc jest, że jednocześnie w Polsce ciągle część kopalń, jak powyższa z Kompanii Węglowej, nie może osiągnąć rentowności, gdy u nas elektrowni atomowej jak nie ma, tak nie ma?

***

Gdy w obecnym, choć ciągle dość umiarkowanym, sezonie grzewczym wychodzę wieczorem na spacer po najbliższej okolicy, staję się zwolennikiem zakazu ogrzewania domów mieszkalnych węglem. Sam mam ogrzewanie gazowe i z mojego komina unosi się jedynie lekka mgiełka pary i CO2. 

Moje przyłącze gazowe

Niestety część moich sąsiadów, jak da ognia (dosłownie) ze swojego kotła węglowego, to przechodząc, nie da się złapać tchu. A spacerować miałem dla zdrowia.

Pozdrawiam

wtorek, 7 stycznia 2014

Umarł Franek


Dziś rano Franek umarł.




Ostatnio codziennie Szymon Hołownia na stronie https://www.facebook.com/fundacjakasisi o nim opowiadał.

Była to dla nas niesamowita lekcja ... życia.

Pozdrawiam

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Religijność Magów

Pozwolę sobie zacytować dzisiaj papieża Benedykta XVI z ksiązki "Jezus z Nazaretu. Dzieciństwo".

Ściana naszego kościoła na Halembie

Teraz trzeba jednak przede wszystkim zapytać: co to byli za ludzie, których Mateusz nazywa "magami" z "Wschodu"? (...)
Istniejąca tu niejednoznaczność terminu "mag" wskazuje na niejednoznaczność wymiaru religijnego jako takiego. Religijność może się stać drogą do autentycznego poznania, drogą do Jezusa Chrystusa. Kiedy jednak nie otwiera się na Jego obecność i przeciwstawia się jedynemu Bogu i Zbawicielowi, staje się wtedy demoniczna i niszczycielska.

Oby moja religijność nie była demoniczna i niszczycielska - mocne słowa papieża, a prowadziła do Jezusa Chrystusa.

Pozdrawiam

niedziela, 5 stycznia 2014

Praga - Kolonia

Chyba się starzeję, bo wzięło mnie na wspominki.

Pierwszy raz w życiu byłem za granicą na przełomie lat 1990/91. Wybrałem się wtedy do Czechosłowacji, do Pragi na Światowe Dni Młodzieży organizowane przez Wspólnotę Taizé. Dzisiaj ludzie już tego nie rozumieją, ale ja pamiętam, jak drżącą ręką w pociągu na granicznej stacji podawałem oficerowi swój pierwszy paszport, wyrobiony parę tygodni wcześniej.

Kilka dni temu zakończyło się kolejne spotkanie z tej serii, które miało miejsce w Strasburgu. Pewnie dlatego mi się o tym przypomniało.

Pomimo mrozu modliliśmy się wtedy codziennie w wielkich ogrzewanych namiotach. Kuchnia polowa dostarczała nam posiłki. Spaliśmy w szkole gdzieś pod Pragą. Po samej stolicy Czech poruszaliśmy sie metrem (pierwszy raz w życiu wtedy coś takiego widziałem), na które mieliśmy darmowe karnety. Wszystko było perfekcyjnie zorganizowane.

Żył jeszcze wtedy Brat Roger i on prowadził wspaniałe rozważania. Miałem nawet jego zdjęcie, ale gdzieś mi się po latach zgubiło. Modlitwy były przeplatane pięknymi kanonami i śpiewaliśmy wspólnie w różnych językach z rówieśnikami z różnych krajów Europy. Dla wiekszości nas z Polski to był pierwszy kontakt z ludźmi innych kultur, odmiennych zachowań, temperamentów. 
Pamiętam, że na noclegu w salach kilkudziesięcioosobowych w klasach lekcyjnych mieliśmy również Włochów. Dopiero na trzeci dzień się zorientowalem, że oni się wcale nie kłócą. Oni po prostu ze sobą tak głośno i ekspresyjnie rozmawiają.

Wtedy też zakochałem się w Pradze. Miałem okazję później jeszcze do tego przepięknego miasta wracać.

Praga - zdjęcie z roku 2009

Pierwszy raz za nieistniejącą już wtedy formalnie "żelazną kurtyną" miałem okazję się pojawić w roku 1993. Podczas studiów nasz Profesor zorganizował nam praktykę, która polegała na tym, że odwiedzaliśmy ośrodki uniwersyteckie i ciekawe obiekty z naszej branży w Niemczech. Przez dwa tygodnie przemierzyliśmy ten kraj od wschodu do zachodu i z powrotem.

Któregoś dnia zatrzymaliśmy się w Köln. Tak się jakoś złożyło, że z miejsca, gdzie podchodziliśmy do centrum, pomiędzy domami, nie było jej widać. Dopiero w pewnym momencie, gdy wyszliśmy zza rogu, nagle wyłoniła się przed nami potężna, gotycka, wysoka aż do nieba katedra. Byłem oczarowany. 

Oryginalne moje zdjęcie z 1993

Potem wieczorem, gdy wszyscy wrócili już do hotelu, ja ciagle, choć zmęczony, siedziałem na ławeczce od strony Renu i po prostu gapiłem się na strzeliste wieże.

Niestety do Kolonii nie mialem już okazji później wrócić.

Jutro w katedrze w Köln mają pewnie wielkie święto. Bo przecież właśnie tam w sposób szczególny czci się Trzech Króli, którzy przybyli ze wschodu, by pokłonić się nowonarodzonemu Jezusowi.

A ja chętnie bym się tam wybrał, by pokłonić się kłaniającym.

Pozdrawiam

sobota, 4 stycznia 2014

Po kolyndzie

Ja, jo wiym. My sam na naszo fara mało kedy zaglondomy, ale kolynda przyjmujymy.

Łońskiego roku to nawet kapelonek sie trocha gorszyli, bo dopiero jak już mieli wyłazić, to my sie przyznali, że moj bracik tyż je ksiyndzym, bo tak z kościoła to nos niy znoł.

Latoś, piyrszy roz, jak dziesiyńć lot miyszkomy w chałpie, przyjszli do nos som farorz. 

Nojpiyrw wleźli ministranty i zaśpiywali kolynda. Tak po prowdzie (wyboczcie sonsiadko) nawet niy wiym, jak im to śpiywanie poszło, bo sie zrobioła w tyn momynt festelno łostuda. Jak karlus, kery pisoł kryjdom na dźwiyrzach mioł swoje naszkryflać, to my sie dopiyro zmiarkowali, że momy jeszcze napis z łońskego roku. Ale gańba - bez cołki rok my sie dźwiyrzow niy wypucowali. :) Uradziyli my pryndko, że niych napisze z drugij strony, choć łon chcioł ino numer zmazać i poprawiyć czi na sztyry. Tera momy łobszkryflane z łobu stron. Niy wierzycie?


















Za kwila przyjszli farorz. Porzykali my, farorz pokoj pokropiyli, a potym ściongli mantel i sie siedli. Som żech boł ciekow, czy nos kojarzy. Nojprzod mu sie kartki zamiynioły w kapowniku, ale jak my sie przyznali, jak sie nazywomy to już wszysjcy byli w doma (no co? tak sie godo).

Łoboczoł sie hefty z religie łod chopcow. (Nawet żech niy wiedzioł, że take majom). Popytoł ich kaj chodzom do szkoł. Do Łukasza zażartowoł, że mu Kazik (znaczy moj bracik - kapelonek) pedzioł, że ponoć sie wybiyro do syminarium. Toch synowi prziszoł z łodsieczom, i żech wyzdradzioł, że sie synek po same uszy zakochoł, toć to niy może być prowda. Farorz nadziei niy postradoł, jak Jacek sie przyznoł, że do gimnazium pódzie do Salezjanow na Zgoda.

Wspomnioł żech farorzowi, żech je na drugij Halymbie szafarzym. To mie spytoł, czy faktycznie łostatnio nos uczyli, że do komunije momy przystympować na stojonco. Ja, to je recht - łostatnio take instrukcyje w kurii wydali, ale na nowyj my zawsze byli komunikowani na stojonco, to nom sie nic niy zmiynioło. I tu sie farorz zdziwiyli, że dwie fary kole siebie, a boło inakszyj.

Serdecznie my sie pożegnali, farorz pedzieli, że zaś przijdom za 10 lot i poszli dalij do sonsiadow. Do wieczora jeszcze majom co łazić.

Łostońcie z Bogiym!


Dobrze być synem

Tak mi się zdarzyło, że wczoraj wieczorem byłem na Mszy Św. Podczas czytań usłyszałem fragment Listu św. Jana:

Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec:
zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi:
i rzeczywiście nimi jesteśmy.

Potem jeszcze wieczorem przed snem odpaliłem na komórce aplikację "Pismo Święte" i tu trafił mi się fragment z Księgi Kronik, gdy Bóg przez proroka mówił do Dawida:

Oto urodzi ci się syn, będzie on mężem pokoju, bo udzielę mu pokoju ze wszystkimi wrogami jego wokoło; będzie miał bowiem na imię Salomon i za dni jego dam Izraelowi pokój i odpoczynek. On to zbuduje dom dla imienia mego, on też będzie dla Mnie synem, a Ja będę dla niego ojcem i tron jego królowania nad Izraelem utwierdzę na wieki.

Posąg Dawida dłuta Michała Anioła

A dziś 70 lat kończy mój ojciec. Niech mu Pan błogosławi!

Nie zawsze jest łatwo, ale dobrze być synem. Szczególnie synem Boga.


Pozdrawiam

piątek, 3 stycznia 2014

Caritas vs. WOŚP

Już powoli się zaczyna.

Za chwilę obydwie organizacje zaczną się okładać.



http://www.wosp.org.pl/




Tak faktycznie to Caritas z WOŚP żadnej wojny nie prowadzą.

Powstały za to całe oddziały samozwańczych żołnierzy, którzy albo bronią Caritasu i pokazują wszelkie plugastwa mafii Jerzego Owsiaka, albo z kolei ze sztandarami "Make love not war" ci drudzy piszą kolejny artykuł o dramatycznej historii sióstr zakonnych, które w ochronce molestowały swoich podopiecznych.

Potem na pole walki wejdą ekonomiści i będą pokazywali słupki i procenty: ile, kto więcej, lepiej, z sensem, bez sensu, dla innych, dla siebie, itp.

Kto wie, czy w tym roku w szramki nie staną jeszcze prawnicy, albo na przykład politycy i zaczną majstrować w ustawach tak, by temu drugiemu zaszkodzić - oby nie.


A ja mam taką skromną prośbę: gdyby tak energię i zaangażowanie wkładane w tę wojenkę włożyć w pomoc potrzebującym i poprzez te organizacje albo inne, które też robią wiele dobrego, poratować Tych, którym się gorzej wiedzie. Będzie to z wielkim pożytkiem i dla nich, a myślę, że i dla nas wszystkich.

Można poza powyższymi wesprzeć:


http://www.pah.org.pl/
http://www.maitri.pl/witamy/
http://www.szlachetnapaczka.pl/


i dziesiątki innych. Zachęcam!

Jeśli ktoś natomiast już nikomu nie wierzy, to zawsze może sam, prywatnie pomóc: zapytać schorowaną sąsiadkę czy nie pójść jej na zakupy lub do apteki, postawić obiad żebrakowi, a nawet obdarzyć kogoś ... dobrym słowem.


Pozdrawiam

czwartek, 2 stycznia 2014

Blog od kuchni

Od dwóch lat prowadzę bloga w tym miejscu.

W tym czasie ponad 55 tysięcy razy ktoś tu zajrzał. W ostatnich miesiącach, w każdym z nich odnotowałem około 3000 wejść.



Statystycznie rzecz ujmując, codziennie zagląda do mnie prawie 100 czytelników. Mam jednak świadomość, że statystyka bywa kłamstwem. Wiem, że część osób trafia na mojego bloga zupełnie przypadkiem. Najczęściej wyszukiwane słowa kluczowe, które kierują na moją stronę to: "szymon hołownia żona". I pewnie właśnie dlatego postem z największą frekwencją jest właśnie ten, gdy relacjonowałem spotkanie z Panem Szymonem, w którym uczestniczyłem w maju 2012 roku.

Ilu jest stałych, świadomych czytelników, którzy faktycznie chcą wiedzieć co myślę, czym żyję albo na przykład obejrzeć moje zdjęcia? Pewnie kilkudziesięciu, ale ilu dokładnie - nie wiem.

Oczywiście najwiecej osób zagląda do mnie z Polski - to oczywiste. Na drugim miejscu są Stany Zjednoczone, potem Niemcy, Rosja, Wielka Brytania, Szwecja, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Francja, Ukraina, Włochy. Czasem, gdy ktoś bezpośrednio tu lub na facebooku coś skomentuje albo zgadamy się podczas spotkania wiem, że z tego kraju jestem obserwowany. Nie mam natomiast pojęcia, kogo zaintersowałem w Rosji, Szwecji czy na Ukrainie.

Do dnia dzisiejszego opublikowałem tu 558 postów. Czasem, choć dość rzadko ktoś moją wypowiedź skomentuje. Stało się tak 175 razy. Częściej się zdarzy, że jakaś dyskusja na kanwie mojego wpisu zaistnieje na facebooku, gdzie każdy artykuł linkuję.

O czym piszę, jakie tematy poruszam? Najlepiej to zobrazują liczby przy etykietach, które poszczególnym postom przypisuję:


Często piszę o sprawach wiary. Ponieważ jedną z moich pasji jest fotografia, wieloma zdjęciami dzielę się tutaj. Sporo czasu poświęcam rodzinie, więc też często o moich najbliższych wspominam (czasem narażając sie na najsroższą krytykę). Gdy gdzieś jadę, to prawie pewne, że napiszę i/lub pokażę co w podróży zobaczyłem. Bliskie są mi też sprawy mojej małej ojczyzy - Śląska.


Pisać dalej?

Jeśli starczy mi siły, chęci i będą do głowy przychodziły nowe pomysły, pewnie będe tę pracę kontynuował.


Będę też wdzięczny Szanownym Czytelnikom za ewentualne sugestie, porady co w blogu zmienić, co kontynuować, o czym chcielibyście czytać.

Pozdrawiam serdecznie

Etykiety

zdjęcia (2577) wiara (1080) podróże (910) polityka (691) Pismo Św. (676) po ślonsku (440) rodzina (401) Śląsk (389) historia (376) Kościół (345) zabytki (322) humor (294) Halemba (263) człowiek (238) książka (208) praca (203) święci (192) muzyka (188) sprawy społeczne (170) gospodarka (169) Ruda Śląska (139) Grupa Poniedziałek (111) ogród (106) filozofia (105) Jan Paweł II (103) Covid19 (89) muzeum (84) miłosierdzie (83) środowisko (77) dziennikarstwo (73) sport (73) film (66) wojna (56) biurokracja (54) Papież Franciszek (53) Szafarz (43) dom (39) varia (36) teatr (32) św. Jacek (31) makro (7)